Menu
Gildia Pióra na Patronite

Błękit

Sheldonia

Sheldonia

Był wigilijny wieczór. Staruszek przygotowywał się do tej wyjątkowej kolacji z jego ukochaną żoną. Cały dzień spędził w kuchni na smażeniu, gotowaniu, pieczeniu, układaniu i sprzątaniu. Z mieszkania wydobywały się piękne zapachy. Gdy przygotował już wszystkie dwanaście potraw i poukładał je na pięknie zastawionym stole w dużym pokoju, zajął się detalami. Załączył lampki na małej choince, którą sam ubierał trzy dni wcześniej w bombki, które pamiętały jeszcze wojnę. Postawił na stole świeczki, dwa talerze i dwa opłatki. Kilka sekund później sączyło się światło z zapalonych świec, sprawiając, że pokój zalała fala ciepła.

Staruszek poszedł do sypialni, towarzyszył mu dźwięk kapci przyklejających się do brudnego, klejącego się linoleum. Drżącymi rękoma wyjął z szafy garnitur, który służył mu tylko raz w roku, i który kupił na okoliczność swojego własnego pogrzebu. Wolał pomyśleć o tym, co założą mu do trumny wcześniej, niż gdyby miał wyglądać jak menel, gdy Opieka Społeczna będzie mu wyprawiała pogrzeb. Nie miał nikogo, kto mógłby się zająć jego ciałem po śmierci. Założenie garnituru i zapięcie guzików błękitnej koszuli zajęło mu sporo czasu. Bardzo szybko się męczył. Ciało w ogóle mu nie pomagało, jakby mściło się na nim za hulaszczy tryb życia za młodu.
Żonę przygotował do kolacji zanim zabrał się za gotowanie. Leżała teraz w dużym pokoju obok stołu, podłączona do specjalistycznej aparatury, na której praktycznie się nie znał. Rurki zakrywały prawie całą jej, niegdyś piękną, twarz. Do dziś pamięta ten uśmiech, w którym się zakochał 45 lat temu. Była taka piękna. Teraz też by taka była, gdyby rak nie zjadł połowy jej ciała i osobowości. Rzadko odzyskiwała przytomność na tyle, by mogła odwzajemnić uścisk jego dłoni. Podszedł do jej łóżka, do jej małego świata. Świata, który w kilka miesięcy skurczył się do rozmiarów szpitalnego łóżka. Czuł się bezsilny. Złożył pocałunek na jej bladym i wątłym policzku. Przeżyli razem tyle lat. Snuli plany o wspólnej przyszłości, ale żaden z nich nie wymyślił czegoś takiego. Jak to się stało, że po pełnej energii kobiecie, został mu worek kości, który nawet go nie pamięta? Jak to się stało, że zostało jej tylko to łóżko i dla niej obcy facet, który każdego ranka całuje ją w usta?
Mówiła mu kiedyś, że ma ją zabić, gdy z powodu starości przestanie go rozpoznawać. Nigdy nie brał tego na poważnie. Ale teraz…
Usiadł do stołu. Dobrze wiedział, że ona nic nie zje ani dziś, ani nigdy. Jej dwunastoma wigilijnymi potrawami była kroplówka. Ona nawet nie zobaczy jego poświęcenia. Pomodlił się, wziął opłatek do starej, pomarszczonej dłoni. Dłoni, którą kiedyś ciągnął ją za warkocze na podwórku. Do dłoni, którą wsuwał pierścionek na jej palec w dniu ślubu. Nagle usłyszał przeraźliwy dźwięk, wydobywający się z aparatu śledzącego pracę jej serca. Dźwięk ciągle rozchodził się po mieszkaniu, a on jak zahipnotyzowany wpatrywał się w długą, zieloną linię przesuwającą się na monitorze. Jej serce przestało bić. Po prostu… Łza spłynęła mu po policzku i spadła na talerz. Siedział tak bez ruchu. Mijały minuty, godziny… Pokój zalała niemal ciemność, gdy ze świeczek została tylko roztopiona resztka wosku. A pokój oświetlało wątłe światło lampek choinkowych. Nie mógł uwierzyć, że to już. Że już jej nie ma. Popatrzał na choinkę i na podłużną, małą paczuszkę pod nią. „Nawet nie zdążyłem dać jej prezentu…”
Powoli wstał, dotarł do drzewka i sięgnął po pudełeczko. Rozpakował i wyciągnął z niej strzykawkę napełnioną błękitnym płynem. Za jej pomocą chciał przenieś ją do innego świata, w którym czekałoby na nią coś więcej niż cierpienie. Chciał dać jej to, o co prosiła. Nie pamiętała już ani o nim, ani o ich wspólnym życiu. Nie pamiętała nawet o sobie. Chciał to skrócić. Nie zdążył – zrobiła to sama. Usiadł z powrotem do stołu i wbił igłę w żyłę na nadgarstku. Cały płyn dostał się do jego krwiobiegu. Po paru minutach poczuł się senny. Przysunął krzesło do jej łóżka, splótł ich dłonie w uścisku, swoją głowę oparł na jej zimnym już brzuchu. Zamknął oczy. Zasnął.

Otworzył oczy. Poraziła go moc światła. Zobaczył ją… Stała kilka metrów przed nim, uśmiechała się. Jej włosy unosiły się jakby pod wpływem wiatru, ale go nie czuł. Wyglądała pięknie, jak w dniu ich ślubu. Wyciągała w jego stronę rękę ubraną w białą, koronkową rękawiczkę. Powoli zaczął stawiać kroki i nie poczuł nic, żadnego bólu. Starość wiązała się z nieustannym bólem. Uśmiechnął się. Gdy był blisko, również wyciągną dłoń, spostrzegł, że on też ma na sobie ślubny garnitur. Poczuł ciepło jej dłoni w swojej, pocałował ją w usta. Popatrzała mu w oczy, uśmiechnęła się, po czym usłyszał:
- Myślałam, że już nigdy się nie zdecydujesz.

Dla pani M.

4848 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Albert Jarus

    9 April 2012, 23:16

    :)

  • Sheldonia

    27 October 2011, 21:32

    Dziękuję:)

  • madeleine95

    27 October 2011, 18:24

    piękne i wzruszające...

  • Sheldonia

    27 October 2011, 13:11

    Widzisz, jak ja Cię znam :) Dzięki.

  • Albert Jarus

    27 October 2011, 11:46

    No i bardzo ładnie, choć rozśmieszył mnie fragment "opieka społeczna".... pracuje tam :)
    Ogólnie opowiadanie świetnie się czyta.

  • Sheldonia

    26 October 2011, 13:13

    Dziękuję Ci za opinię:) Pozdrawiam:)

  • unborn_

    26 October 2011, 12:15

    podwoiłam się :)
    wybacz :P

  • unborn_

    26 October 2011, 12:14

    cudowne... moja ciekawośc z każdą kolejną linijką przeobrażała się we wzruszenie...
    i przede wszystkim piękne zakończenie :)
    genialne, naprawdę :)))

  • unborn_

    26 October 2011, 12:13

    cudowne.... moja ciekawosc z każdą linijką tekstu przeobrażała się we wzruszenie..
    i piękne zakończenie :)
    genialne, naprawdę :)