Menu
Gildia Pióra na Patronite

Karczmarz cz.6

Kadet

Kadet

Był na statku. Na wielkim, trzymasztowym okręcie, z ogromnymi żaglami i trzema rzędami wioseł. Wokół rozciągał się bezkresny ocean. Był on jednak bardzo wzburzony, a w połączeniu z szaro granatowym niebem wyglądał przerażająco. Zbierało się na burzę. Stał przy burcie, obserwując żywioły szykujące się demonstracji swej potęgi. Nagle usłyszał dziwne skrzypnięcie, łoskot, poczuł uderzenie w twarz…i znalazł się w wodzie.

Dusił się. Ze wszystkich sił starał się wydostać na powierzchnię, ale mimo rozpaczliwych wysiłków nie umiał. Coraz bardziej potrzebował tlenu. Nagle poczuł uderzenie w brzuch i… wtedy się ocknął. Leżał u siebie w łóżku, zlany potem. Mimo tego z przerażeniem stwierdził, że duszenie to nie był sen – w dalszym ciągu nie może oddychać. Spróbował się poruszyć – bezskutecznie. Wtedy dopiero usłyszał szept:
- …słowa. Nie próbuj wrzeszczeć, wołać o pomoc, albo wydawać jakichkolwiek głośnych dźwięków. Jeden krzyk i poderżnę ci gardło. Rozumiesz?
Slawon poczuł na szyi dotyk zimnej stali. Sens słów docierał do niego z wielkim trudem, w dodatku wciąż się dusił.
- Zrozumiałeś? – tym razem pytanie było bardziej natarczywe.
Ostrożnie pokiwał głową. Ręka zatykająca mu usta (a także nos i prawe oko) zniknęła. Karczmarz zaczerpnął głęboki haust powietrza po czym spróbował poruszyć głową, ale znów poczuł dotknięcie stali na gardle. To wystarczyło, by stracił ochotę na wykonywanie gwałtownych ruchów.
- Dobrze – znów ten sam głos – skoro już się obudziłeś, możemy przejść do sedna sprawy. Jak się pewnie domyślasz, nie przyszliśmy tu ustalać jadłospisu na dzień jutrzejszy. Mamy sprawę dużo ważniejszą i…delikatniejszą.
Slawon rozbudził się już na tyle, żeby rozpoznać głos. Mimo totalnych ciemności wiedział, kto w tak okrutny sposób przerwał jego sen. A więc jednak – pomyślał – przyszli mnie przesłuchać. Mam nadzieję, że nie podejrzewają mnie o to zabójstwo…
- Dzisiaj w tej karczmie miało miejsce bardzo dziwne zdarzenie – kontynuował głos z ciemności, należący do człowieka skrytego za pseudonimem Zak – jeden z naszych towarzyszy zaginął bez śladu. Tak się składa, że chcemy poznać szczegóły tego przykrego zdarzenia, a także tożsamość tajemniczego nieznajomego, a ty jesteś w stanie zaspokoić naszą ciekawość. Tak więc słuchamy.
Karczmarz był zaskoczony. „zaginął bez śladu”…czyli nie wiedzą, że nie żyje! Może uda się ich jakoś pozbyć póki co… Raz się żyje… Wziął głęboki wdech i zaczął mówić:
- Tak… Dziś, karczma… Przyszedł jakiś nieznajomy i miał sprawę do naszego grododzierżcy. Gdy zaprowadziłem ich do stolika i pytałem, czy czegoś sobie życzą, nagle podszedł ten wasz nawiedzony towarzysz i walnął mnie w łeb! Od razu straciłem przytomność i nie mam pojęcia, co się tam działo… Możecie mi to jakoś wyjaśnić?
- To my przyszliśmy po wyjaśnienia – głos tamtego był zimny jak łaskocząca go w gardło stal–i to my zadajemy pytania! Straciłeś przytomność… - dodał z namysłem.
- Tak! Było tak, jak mówię! Jak myślicie, czemu ten idiota medyk męczył mnie całe popołudnie? Mało mi łeb nie pękł na dwoje! A teraz jeszcze wy wpadacie swoim zwyczajem, po zbójecku i każecie mi opowiadać, co ten szaleniec Krasen zrobił waszemu kompanowi…
Miał wielką ochotę odgryźć sobie ten przydługi jęzor, przez który co i rusz wpadał w tarapaty. Co się ze mną dzieje? Czy rzeczywiście mi rozum odjęło? Po co, do czorta, gadałem o tym Krasenie?
Ku jego zdumieniu, jedyną odpowiedzią na jego słowa była cisza pełna napięcia, zakłócona jedynie zgrzytaniem zębów i głośnym splunięciem. Po chwili Slawon usłyszał szept, od którego ciarki przeszły mu po plecach.
- A więc przybył… Zemsta jest już bliska… Idziemy!
Ostatnie słowo, wypowiedziane najgłośniej, skierowane było do ukrytych w mroku postaci. Ledwo przebrzmiała rzucona komenda, karczmarz poczuł, że uchwyty na jego rękach i nogach zniknęły. Po chwili dojrzał niewyraźny zarys drzwi i dwa szare cienie w spowijającym pokój mroku. Zaraz też zniknął chłód, drażniący jego gardło. Zgrozą przejmowało go, że ani przez chwilę nie słyszał kroków. Już chciał odetchnąć z ulgą, widząc zmniejszający się prostokąt półmroku, pochodzącego z oświetlonej księżycowym blaskiem sieni, gdy wtem z ciemności dobiegł go głos:
- Ostrzegam cię po raz ostatni. Następnym razem, gdy mnie okłamiesz, zabiję cię.
Po tych słowach drzwi się zamknęły, a w pokoju zapanowała ciemność.
Długo leżał bez ruchu, próbując opanować rozszalałe tętno i przeklinając swoją głupotę i arogancję. Im dłużej rozważał swą sytuację, tym bardziej beznadziejną i tragiczną mu się jawiła. Z przerażeniem rozmyślał o nadchodzących dniach, zastanawiając się, jak długo to jeszcze potrwa i jaki los go czeka. Jednego był pewien – w tej chwili nie dał by nawet garści miedzianych za to, że pożyje do końca tygodnia. Gdy o tym myślał, jego oddech uspokoił się, serce wróciło do zwykłego tempa pracy a sen powoli zaczął ogarniać go swym tajemniczym kokonem. I właśnie w chwili, gdy już prawie zasnął, usłyszał skrzypnięcie drzwi od szafy. Znów w pełni rozbudzony nasłuchiwał przez dłuższą chwilę i już był gotów uznać, że się przesłyszał, gdy nagle pokój wypełnił łoskot potrąconego i przewróconego krzesła, stłumione przekleństwo (z tych najcięższych) i odgłos szybkich kroków. Parę sekund później ktoś zerwał zasłony, otworzył okno w jego własnej sypialni i wyskoczył przez nie. Slawon, ze strachu bliski ponownej utraty przytomności, usłyszał stłumione łupnięcie, gdy tajemniczy osobnik wylądował w jego ogrodzie, kolejne przekleństwo (jeszcze okropniejsze od poprzedniego), a później już tylko skrzypienie okna, gdy poruszył je lekki powiew wiatru. Chciał wstać i zamknąć okno, ale zamiast tego naciągnął kołdrę niemal na oczy i w skrajnym przerażeniu trząsł się niczym osika na wietrze. I w takim właśnie stanie zastał go świt.

3509 wyświetleń
54 teksty
22 obserwujących
  • mistyczna

    18 September 2011, 15:06

    Yeah doczekałam się części 6 :]