Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pani Lidia

Gomorra

Bujany fotel miał zdrapane ramię. To drewno było świadkiem wielu zdarzeń. Materiał przetarty, spłowiały od słońca. Kobieta często w nim przesiadywała. Firanka w kolorze brudnej szarości, karnisz jakby się przekrzywił. To już jej nie przeszkadzało. Filiżanka z lekko nadgryzionym rantem. Porcelana , pamiątka z...nie pamięta już skąd. Może to i dobrze. Nie znam jej. Zgłoszenie o samotnej kobiecie dostaliśmy od sąsiadki.

- Proszę pani, dzień dobry. Nazywam się Basia, przysłała mnie Opieka.
Pani siedziała w fotelu, wzrok utkwiony w szarość firanki. To jej okno na Świat.
Cisza.
W mieszkaniu było biednie, trochę brudno. Ściany w kolorze zepsutej brzoskwini, kredens, tapczan.
I ściana pełna książek. Ło matko, ile to musiało kosztować. Przeglądam pozycje, sporo książek o tematyce górskiej. Przyglądam się kobiecie, jakże podobna do mojej babci. Ona też lubiła góry.
-Proszę pani, czy mnie pani słyszy ? Jeśli tak, proszę pokiwać głową.
Cisza.
-Zenek, nie ma z panią kontaktu,wezwij Krzyśka.
Zenek, to mój kolega z pracy. Od 10 lat pracujemy razem. Krzysiek, to lekarz. Współpracuje z nami.
-Już dzwonię.
Przyglądam się samotnej kobiecie. A może nie jest samotna ?
Nie wiem, jak ma na imię , ale wygląda na jakieś 80 lat. Czoło pokryte zmarszczkami, oczy ciemne, pełne głębi. Jakby miały 20 lat, z takim błyskiem, polotem wręcz.
Włosy spięte mizernie w kok, w kolorze zboża zebranego późnym latem.
Zabawne, że właśnie takie porównanie przyszło mi do głowy. Usta ścięte, maleńkie, jak u noworodka. I tyle o niej. Kim jest ?
Znajomy doktor wszedł do pokoju.
-Cześć Baśka, co tam ?
-Cześć, mamy panią, lat około 80.Nie ma z nią kontaktu. Zgłoszenie dostaliśmy od sąsiadki.
Doktor podszedł do starszej pani.
-Dzień dobry, jestem lekarzem. Zbadam panią, dobrze ?
Cisza.
Krzysiek był moim znajomym, dobrym znajomym. To dobry lekarz, pełen empatii. Mąż mojej przyjaciółki,a mógł być moim mężem.
Przyglądam mu się z ukrycia, tak samo przystojny, jak dawniej, uśmiech szczery. Ech, Baśka ,Baśka, ile w życiu straciłaś.
Było, minęło….
Wyniki badań wyszły zaskakująco dobrze.
-Słuchaj, wyniki są dobre. Jest wyobcowana , pozamykana, tu raczej psychiatra , masz jej dane ? Znalazłaś coś ?
-Nie zdążyłam , zaraz przejrzę meble. Wiesz , dzwoniłam do sąsiadów, ale taka godzina, że pewnie są w pracy. Nikt nie otwiera.

Mebel , taki staroświecki. Lite drewno,takich już się nie spotyka. Górna szuflada.
Wszystko uporządkowane. Dokumenty, jakieś rachunki. Jest i dowód.
A mam, to pani Lidia, lat 81. Niewiele się pomyliłam.
-Pani Lidziu, jestem z Opieki, proszę się do mnie odezwać. Słyszy mnie pani ?
Cisza.
Nie ma aparatu słuchowego, jej wzrok utkwiony w tę cholerną, brudną zasłonę.
Na półce stoi kubek, byle jaki. Byle jakość może zdziałać cuda, wzięłam go w ręce i ups, poleciał z impetem na podłogę.
Kubek zdziałał cuda, twarz pani Lidii z gracją obróciła się w moją stronę. Jej wzrok „zbierał” kawałki kubka.
-To był ulubiony kubek męża. Pijał w nim kawę, a ja zawsze mu powtarzałam, że to profanacja.
Kawa, to ziarenka boga i wymagają idealnej oprawy. Porcelana jest idealnym rozwiązaniem.
2 łyżeczki kawy, świeżo zmielonej, wrząca, ale nie gotująca się woda. Zalewasz powolutku, nie spiesząc się. Zapach wonny unosi się po mieszkaniu, zamykasz oczy i nagle przenosisz się do Etiopii. Zbierasz ów cudowne ziarna w upale dnia...a wiesz, kochana ,że kawa pojawiła się u nas w 1683 roku. A kawę pijał sam Jan III Sobieski, no i mój mąż , świętej pamięci, w tym kubku.
-Przepraszam bardzo, wypadł mi z ręki. Skłamałam, zbierając kawałki historycznego kubka przyglądałam się pani Lidii. Wróciła do żywych.
-Pani Lidio, co się wydarzyło? Dostaliśmy zgłoszenie,że nie wychodzi pani na zakupy, nie odbiera telefonów, i nie odpowiada na zawołania sąsiadów. Martwią się wszyscy o panią, o pani zdrowie.
-Sąsiedzi ? To dobrzy ludzie, tacy troskliwi. Wie pani, kochaniutka moja, ja wróciłam do wspomnień , a to taki czas, że Świat realny zanika.
Staruszka mówiła mądrze , wstała z fotela, przeszła do drugiego pokoju. Poszłam za nią. W pokoju stał komputer, uruchomiony wskazał niezwykłą zawartość programu LibreOffice.
Pani Lidia pisała książkę.
- Mogę poczytać?
-Myślisz, że to książka ? Nie, to moje, nasze życie.
Refleksje, przeżycia , wspomnienia. Spisuję , póki umysł sprawny, to pozwala mi wrócić do przeszłości. Chcesz posłuchać ?
- Z przyjemnością.
- To wyprośmy miłego doktora, a ja zrobię nam kawy.
Doktora już nie było, w telefonie krótka wiadomość :
„ Wszystko słyszałem, gdybym był potrzebny,dzwoń. Tylko prywatnie”.
Młynek drewniany, z metalową rączką, w pojemniku ziarna kawy. Zmielone, grubo trzeba przyznać. Ciekawe, jak będzie smakować kawa. Nigdy takiej nie piłam.
Starsza pani wyjęła 2 filiżanki, czyste. Zmielona kawa zagościła w filiżankach, woda gotowana, bez cukru, śmietanki.
Stolik okrągły, na niej serweta, 2 filiżanki. Biorę łyk kawy, delikatnie, bo gorąca i zamieram. Nigdy wcześniej nie piłam tak doskonałej , aromat wonny unosi mnie ponad teraźniejszość. Zaraz, zaraz, to kofeina, może dlatego tak się dzieje. Mało piję kawy, ale głupio było mi odmówić.
-Ta kawa jest pyszna. To, może się poznamy bliżej. Mam na imię…
Nie dokończyłam.
-Masz na imię Basia, pracujesz w opiece. Informacje o mojej stagnacji dostaliście pewnie od Irenki z drugiego piętra.
Zaśmiałam się głośno.
-Oj, wróciła pani do rzeczywistości. Ale chciałabym wiedzieć, co się wydarzyło ? Ten pani stan..to niepokojące w pani wieku.
-Niepokojące w moim wieku, to stan niepamięci. Dokumenty w drugiej szufladzie, ośrodek mam załatwiony od sierpnia. Teraz mam czas na pisanie, choć z trudem mi to wychodzi. Wzrok nie ten, i place takie krzywe. Ale cóż, dziś czuję się jakbym miało 250 lat.
-Pani Lidio, ma pani 81 lat
-Kochana, wiem ile mam lat, mówię, na ile dziś się czuję, a to różnica.
-Wie pani co, mam trochę czasu, może pomogę pani. Będzie mi pani dyktować , a ja będę pani palcami.
W drzwiach stał Zenek.
-Baśka, wiesz, co powinniśmy zrobić ?
-Wiem, ale spiszę, co trzeba, a ty wracaj do pracy.
-Jesteś pewna ?
- Tak, wiesz, że tak musi być. Tak będzie dobrze, bardzo dobrze.
Pani Lidia ściszyła głos.
-Pisz , kochana...pisz…
Góry od zawsze były w naszym sercu. Każdy pobyt , każda chwila była brataniem się z przyrodą. Poranek był jak czysta łza. Wyszliśmy ze schroniska, udając się na najwyższy szczyt Polski. Godzina była 4 , niebo atramentowe. Szliśmy w ciszy. Wiatr tańczył ze smrekami, góry zdały się przemawiać tonem spokojnym, rozważnym. Dziś audiencji nadszedł czas, nie spiesząc się baczcie pod nogi , szanujcie Matkę Naturę, a ta wdzięczna wam będzie.

Dziwne słowa , pierwszy raz takie słyszałam,ale pisałam dalej.

Droga do Morskiego Oka zda się autostradą, ale ku Czarnemu Stawowi już moją ulubioną. Śniadanie w towarzystwie gór , męża mego najpiękniejszym doznaniem. Tu każdy kęs, i każdy łyk herbaty ma wartość największą. Ach, gdybym tak mogła mieć romans z czasem, poprosiłabym o wydłużenie dnia. Kamienie jak garby ziemi, skulone proszą o dotyk. Głaskam je z miłością, łapię z nadzieją, że przytrzymają mnie i nie puszczą.
Mąż obok, góry wokół, czego chcieć więcej ? Czym zasłużyłam sobie na takie szczęście ?
Szczyt. Ten widok zapisuje się we mnie na wieki, gdybym mogła unieść się na chmurze , ogarnęłabym każdy cm tego piękna. A tymczasem przysiadamy z mężem na kamolu , to kolejna„restauracja” powyżej 24oom.
To ten moment, kiedy uchylam drzwi i wypuszczam duszę na zewnątrz. Jej też coś się należy. Zawieszam się. Gdyby nie mój kochany mąż, umarłabym już dawno. Coś dziwnego dzieje się ze mną. Słucham ciszy, a ta przemawia do mnie. Po raz kolejny. Czy jestem normalna ? Lubię wiatr, kiedy rozwiewa mi włosy, przeplata się przez nie i umyka. Zabawnie wyglądasz, śmieje się mój mąż. Wstajemy, zamykam duszę wewnątrz siebie. Schodzimy powoli. Mąż pierwszy. Ja, gdzieś za nim....
Gdzieś za nim....
Nagle coś łomocze, skalne urwisko ….nic nie widzę, nie słyszę.
- Kochanie, gdzie jesteś ????
Ten kubek, to była ostatnia rzecz, którą dotykał w domu.

Moje dłonie odeszły od klawiatury. Było mi tak głupio. Tak niezręcznie.

Pani Lidia chorowała na Alzheimera, zmarła tydzień przed wyjazdem do ośrodka.
Poprosiła mnie, o jedną rzecz. Kremacja, druk jej, ICH historii i , by choć cząstka jej prochów była rozrzucona w Tatrach.
Książka w druku, pierwszy raz będę w Tatrach. Z przewodnikiem idę na Rysy. Zgadnij, co będę miała w plecaku ?

Ps. kubek sklejony ,po pogrzebie złożyłam go do Ich grobu.

Moja praca , to nic innego , jak miłość do ludzi. Czasem trzeba złamać zasady, by z szacunkiem spojrzeć w taflę lustra.

9494 wyświetlenia
83 teksty
1 obserwujący
  • Eneida

    30 January 2022, 10:49

    Piękna historia...