Menu
Gildia Pióra na Patronite

mikroopowiadanie dwieście czterdzieste pierwsze

fyrfle

fyrfle

Bonifacy Gulgewanc służył wtedy w wywiadzie policyjnym i dorabiał ochraniając pewną koleżankę, która była przedstawicielką handlową pewnej firmy udzielającej pożyczek, tak zwanych chwilówek. Pewnego letniego późnego wieczoru pojechał z nią do miasta eks wojewódzkiego pozbierać raty. Zaparkowali przed mrówkowcami, a dokładnie przed francuskim supermarketem. Ona poszła odebrać ratę, on czekał na nią w samochodzie. Nie życzyła sobie żeby z nią szedł, bo nie życzyli sobie tego klienci. Siedział więc w samochodzie i czekał. Zobaczył, że z tej klatki wychodzi mężczyzna sprawiający wrażenie pół menela. Wyszedł trzymając w lewej dłoni smycz do której przytwierdzony był mały brat mniejszy, czyli pies rasy bliżej nieokreślonej, a w drugiej dłoni trzymał szmacianą torbę, w której wnętrzu stukały butelki. Nasz brat mniejszy chciał iść w kierunku przeciwnym do swojego pana i szarpał się kiedy ten ciągnął go w stronę sieciowego francuskiego supermarketu. Przegrywał tą nierówną walkę i w końcu został zaciągnięty i przywiązany do stojaka na rowery. Była za trzy dwudziesta druga, kiedy pan wypowiedział zdanie:

- Puszek! Puszek kochany! Błagam cię,musisz wytrzymać!

Wtedy Bonifacy ryknął takim śmiechem, że zapomniał po co tutaj przyjechał i śmiał się i śmiał, i śmiejącego zastała go koleżanka. Uspokoił się nieco i parskając śmiechem opowiedział jej zdarzenie wskazując na uwiązanego psa, po czym ona też wybuchnęła głośnym śmiechem i trzymała się za brzuch skłaniając się co chwila prawie do ziemi. Bonifacy anegdotą tą wciąż robi furorę na chrzcinach, komuniach, weselach i sanatoriach, oczywiście koleżanka również. Wciąż i wciąż proszą ją koleżanki w pracy o opowiedzenie tej historyjki.

297 733 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!