Menu
Gildia Pióra na Patronite

KWIATY DLA KAŚKI

adamm

Awantura w zespole! W najlepszej redakcji roku ubiegłego!
Ta Kaśka! Zaczęła się rządzić, układać plan działania według swoich ustaleń. Przyciągnęła do siebie kilku mniej asertywnych pracowników. Wiktor przypomniał Kaśce o hierarchii zarządzeń. To on podejmuje ostateczne decyzje, Kaśka ma się podporządkować. Kaśka i jej zespół. Od słowa do słowa, od epitetu do epitetu, od kąśliwych uwag do nieładnych sformułowań – obrazili się na siebie.
Kaśka pobiegła od razu do Naczelnego. Naczelny zrugał Wiktora, ale nie za to, że powstał konflikt, a Wiktor jest przecież za nie go odpowiedzialny - ale za to, że krzyczał na kobietę. Naczelny miał słabość do płci pięknej, cóż robić? Wiktor wytłumaczył, że nie krzyczał na kobietę jako taką, lecz na pracownika firmy. Kaśka nie ma odpowiednich kompetencji, aby rozkazywać, oczywiście wysłucha każdej propozycji, ale bez niepotrzebnych awantur i złośliwych komentarzy. Naczelny wzdychał co jakiś czas, poprosił Wiktora o to, aby skończył pracę na dziś, przemyślał sprawę, może kupił kwiaty Kaśce?- no to dowidzenia, do jutra, kolego jednak sympatyczny.
Wiktor tak był zły ( na siebie przede wszystkim ), że zostawił swój samochód na parkingu, i pojechał do domu autobusem miejskim. Na całe szczęście nie spotkał po drodze do domu Kaśki, a mieszkała przecież dwie ulice od niego. Być może siedzi jeszcze w zespole
Wiktor nie martwił się Kaśką; był zły, a w dodatku zmęczony, piekielnie zmordowany! Autobus na całe szczęście jechał szybko, nie było korków, zbędnych korków.
Andrzej mieszkał na przedmieściach miasta, w dwunastopiętrowym bloku. Na ścieżce prowadzącej do klatki schodowej spotkał sąsiada z siódmego piętra.
-Jak tam, panie Wiktorze; jakie wiadomości?
Andrzej, choć pracował jako dziennikarz prasowy, jednak występował bardzo często w popularnych programach publicystycznych. Sąsiedzi byli dumni, że go znają.
-A, wie pan co, panie Stanisławie-odpowiedział- nic dobrego.- Starał się być grzecznym, nie okazywać zdenerwowania, ale sąsiad popatrzył na niego kusym wzrokiem, jakby chciał powiedzieć - Prześpij się, a ci przejdzie.
Minął pana Stanisława, mruknął – Do widzenia, wszedł na klatkę, nacisnął przycisk windy. Po chwili był na swoim ulubionym piętrze, oznaczonym cyfrą dziesięć.
Nie ma jak własne, ciasne M2! To było to! Wykąpać się, zjeść śniadanie, i do łóżeczka. Panie Stanisławie - pański wzrok nie mylił się, jestem przeokropnie zmęczony.
Obudził się wypoczęty. Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Nie myślał już o Kaśce; niech będzie daleko od jego myśli. Teraz ma ważniejsze sprawy. Właśnie, która godzina? Dwunasta. W telewizji ma być o siedemnastej. Musi przejrzeć prasę ogólnokrajową. Napisać bieżący komentarz.
Kawa. Herbata. Gdzie te gazety? Ma je od wczoraj, powinny być na biurku, tak są – no to do roboty.

Po godzinie – odpoczynek.
Herbata. Trochę ruchu. Na chwilę wrócił do Kaśki. Może Naczelny ma rację; przeprosić Kaśkę? Kupić bukiet kwiatów? I WYTŁUMACZYĆ o co tak naprawdę chodzi w ostatnim projekcie.
Może …

Telefon.
-Słuchaj ty … Słuchaj, panie Wiktorze … Jesteś … Powinieneś … Do licha, jesteś … dupkiem ….
Poznał głos Kaśki. Chciał coś powiedzieć, ale odłożyła słuchawkę.
-Co to było? Co to było? Co to było?
Wszystko wróciło. Kłótnia, stres, rozmowa z Naczelnym. A, niech to szlag! A, niech to szlag! Jeszcze ten telefon. Co ona chciała, co chciała? CO CHCIAŁA?
Chodził po mieszkaniu, nie potrafił się skupić. Co chwila walił ręką w ścianę, kopnął nawet fotel. Dostało się także stołowi-ławie.
Ktoś mu powiedział, że stres zagłusza głośno nastawione radio. Tak, dobrze, ale ma umowę z sąsiadką z dołu. Syn-marynarz zginął na morzu w niejasnych okolicznościach, matka nie wychodziła z domu przez cały dzień, tylko oglądała zdjęcia syna; na całe szczęście starszą panią zaopiekowała się córka, a sąsiadów prosiła o dyskrecję; przede wszystkim o ciche słuchanie radia i telewizora.
Stres był jednak silniejszy. Wiktor nastawił radio, na full-beton, zaczął tańczyć, skakać, biegać. Po kwadransie takich ćwiczeń był zmęczony i- co ważniejsze, nie czuł złości do Kaśki, do Naczelnego, w końcu do siebie. Więcej śmiał się, co prawda do końca nie wiedział, z czego, ale to nie było istotne. Ważne jest to, że mógł wrócić do gazet.
Zaraz, a sąsiadka? Na dole – cisza, może śpi, może nie słyszała? Oby tak było, pan sąsiad Stanisław byłby bardzo zdziwiony, gdyby dowiedział się o ekscesach kochanego przez wszystkich pana dziennikarza z dziesiątego piętra. No, nic-do pracy, do pracy.

Rozmowa w telewizji była pouczająca, konstruktywna – jak by powiedział ulubiony polityk Wiktora.
-O, pan Wiktor – tuż przy drzwiach od windy stała pani Stasia, gospodarz domu- już wrócił pan z telewizji; szybko!
-Nie było korków, pani Stasiu.
Pani Stasia machnęła ręką:
-A, ci politycy to mnie denerwują, no nie? Ciągle jakieś nowe wiadomości; ciągle jakieś zmiany… ( Wiktor uśmiechał się krzywo) No – ale pan ich zna …
-Pani Stasiu, ja naprawdę …-Wiktor już naciskał w windzie guzik dziesiątego piętra.
Na wycieraczce leżała kartka.
Występ w telewizji bardzo dobry ( jak zwykle), muzyka rano taka sobie, skakałeś, Wiktorku pysznie. Skąd wiedziałeś, że dziś właśnie mija żałoba? Sąsiadka z dołu.
Wiktor stał przed drzwiami oniemiały. Nie wiedział, co zrobić; po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co ma zrobić.
Chyba musi jednak kupić bukiet kwiatów, oczywiście nie dla Kaśki.

122 wyświetlenia
2 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!