Menu
Gildia Pióra na Patronite

Ali

Nölle

Ali stał. Na brzegu brudnej rzeki. Na skraju swojego świata. Na końcu. Oddychał tym samym powietrzem, którym niegdyś oddychali razem. A teraz dzieli je z Laylą. Małą Laylą. Jego Laylą. A jednak słodycz tego powietrza umknęła. To powietrze dusiło go. Przytłaczało. Pochodziło STĄD.

A Hana już nie była STĄD. Hana była teraz niczyja. I nic nie było Hany. Ali zmrużył piekące oczy i wpatrywał się w drugi brzeg rzeki. Stali tam ludzie, ktoś krzyczał. Ktoś płakał. Ktoś umierał. Ali patrzył tępo. Na drugim brzegu rzeki ktoś cierpiał. Tutaj, gdzie stał Ali, nie było inaczej. Rzeka była nieruchoma. Tam było cicho. Bagdad powoli oblekał się w pomarańcze słońca. Tłuste promienie spływały po twarzy Alego, poszarzałej i pociągłej, tak starej od pustki.
Tam, gdzie stał czuł jej dłonie w objęciach swoich. Tam wiatr szeptał jej imię. Tam ich dziecko było w jego ojcowskich ramionach. Tam, gdzie stał, Layla nie istniała. Nigdy nie istniała. Nie istniała tak jak Hana. Świeciła, gdy Hana była płomieniem. żywym, wciąż tlącym, dla niego. A teraz tylko dym.
Bagdad stał się pustką. Tylko punktem na mapie, tylko przystankiem, tylko ... Bagdad pochował i jego, i Hanę. I każdego. Każdy pogrzebany za życia. Tutaj śmierć jest życiem. A życie śmiercią.
Ali zaśmiał się gorzko.
- Zabrałeś ją. - powiedział z zawiścią. - Zabrałeś ich oboje.- patrzył na szarą wodę. - I zostawiłeś mnie samego. Tak potwornie samotnego. Po co Ci oni wszyscy? Po co Ci aż tak wielu? Czemu każesz nam wątpić?

Schował twarz w dłoniach.

- Bagdad to dla Ciebie tylko cmentarz. Chowasz i grzebiesz żywych. - powiedział z wściekłością. - Dla Ciebie Ci wszyscy tutaj, to TYLKO ... jeśli nie NIC.

Głos mu się łamał. Ręce zadrżały. Z gniewu. Bezradności. Z braku. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Ciążyła mu. Jak dodatkowy balast. Jedno jeszcze życie do Pustki. Jeszcze tylko ona została. Jeszcze tylko na jej śmierć będzie musiał patrzeć.

Layla cofnęła się ujrzawszy mrok w oczach Alego. Mężczyzna odgarnął jej ciemne włosy z czoła i dotknął suchymi ustami jej ust.

- Ucieknijmy, Layla. - powiedział szeptem.

Layla milczała. Zabrała dłoń z jego ramienia. Patrzyła na niego z rozczarowaniem.

- Ty już umarłeś, Ali. Nie szukaj innego cmentarza. - powiedziała. Ali spojrzał na nią, a jego cierpienie spuściło jej wzrok. Tutaj, po tej stronie rzeki Ali się poddał. Nie było już walki. Nie było.
Ali przegrał. Uciekał. Poddawał się brudowi Bagdadu, poddawał się temu, czego nienawidził. TCHÓRZOSTWU.
Zaczął po prostu iść. Tylko iść. Aż iść.
Chciał po prostu tylko iść. Przed siebie. Przegrany. Chciał tylko iść... chciał. IŚĆ. Po chwili usłyszał wybuch. Potężny, ogłuszający dźwięk. Mimowolnie padł na podłogę. Obrócił się. Layli nie było. Layla zniknęła. W jego głowie panował chaos.

Ruszył w stronę brzegu. Jego płuca były pełne dymu. Niebo pełne było śmiertelnych ptaków. Layla spała. Jej ciało opadało w dół. Czerwoność obmywała jej twarz. Jej ciało. Ciała kilkunastu ludzi. Szarość rzeki spowiła krew. Wierzgający się ludzie próbowali wydostać się na brzeg. Ktoś próbował im pomóc. Ktoś próbował ratować. Ktoś.

Po chwili jednak wszystko ustało. Kilka minut. Wystarczyło.

Rzeka była nieruchoma. Tam było cicho.

Na obu brzegach ludzie krzyczeli.
Na obu brzegach słychać było płacz.

Tam, gdzie stał Ali, był jego cmentarz.

http://www.cytaty.info/opowiadanie/nazywamsielaylamam.htm#MTBfb3Bvd2lhZGFuaWVfMjU4MjQ2 - poprzednia część.

18 030 wyświetleń
262 teksty
63 obserwujących
  • 12 November 2012, 21:46

    Uwielbiam jak wpadacie ;)

  • Albert Jarus

    12 November 2012, 21:43

    a ja krótko
    nie zawiodłem się
    uwielbiam Cię czytać

  • 12 November 2012, 21:15

    Dziękuję bardzo za przemiły komentarz.

    Trochę to przekombinowałam. Trochę to naciągnęłam. Za bardzo oblekłam w cierpienie. To takie nienaturalne. I przeraża mnie myśl, że umiem pisać tylko o śmierci. To takie łatwe. Zabić kogoś. Zmiażdżyć. Złamać.

    Wiesz, że to wiele dla mnie znaczy. Wiesz, prawda?

    I zobaczymy, czy to był błąd czy może niewielki sukces ;))

    Pozdrawiam jak zwykle cieplutko.

  • 12 November 2012, 21:06

    Twoje opowiadanie jest takie... straszne, w swej obrazowości, w przekazie, w emocjach - bezradności, strachu, tchórzostwie, w oczekiwaniu na śmierć, z jej oddechem na karku. Tak smutne. Tak przejmujące, niesamowite. W tym realizmie piękne. Pięknie piszesz o śmierci, o człowieku stojącym na jej progu.

    Zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

    I cieszę się bardzo, że zdecydowałaś się kontynuować tę historię ;)