Alice obudziła się po czasie, jakim? tego nie wiedziała. Wiedziała jedno nie było koło niej dziecka a to oznaczało kłopoty. Nerwowo biegała z potarganymi włosami i wrzeszczała by przywołać tego niesfornego malca. Zaczęła dyszeć z niemocy i przerażenia, obmyślała różne historie z małym. Ktoś go ukradł, chce teraz okupu, zabił ale po co, może zabłądził, utopił w jeziorze albo po drodze spotkał niedźwiedzia?, itd.. Odgarnęła niedbale włosy, które stale jej pszeszkadzały i ruszyła w bezsensowną drogę przed siebie na oślep, za intuicją chociaż nigdy nie jest dobrze udokumentowana by w nią wierzyć. Szła bo taki miała zamiar, po drodze zaczęła wierzyć w bardziej przychylną historię, że zaraz z zarośli wyskoczy jej mały urwis a ona go złapie potem potrząśnie by wkońcu jak na matkę przystało przytulić do utraty tchu. Szła.