Zbierane skrupulatnie smutki, są na tyle silne , by poczuć jak ściskają za gardło, przestając wtedy oddychać.... na chwilę balansujemy gdzieś na granicach samych siebie zachłystujemy się potokami oczyszczającego spokoju, którego tak nieświadomi, rozpaczliwie szukaliśmy .
W myśli chodzi jedynie o to że czasem to smutki wznoszą Cię na sam szczyt , gdzie prawie że przy horyzoncie leżą pokaleczone marzenia, których strzeże majacząca na horyzoncie postać , tak nieprawdopodobnie znajoma.. O smutkach lepiej nadto nie rozmawiać , bo czasem są samoprzylepne.
"Mało kto " ..powiadasz. No to by tłumaczyło, dlaczego zawsze czułam się inna.