Wracając wczoraj z pracy,zauważyłam człowieka bezdomnego.Chował swój dobytek do skrzyni na piasek,a resztę do wózka mocował.Gdy obok przechodziłam"uśmiechnął"się do mnie i spytał czy mam choć kromkę chleba.Nie miałam.Poszłam do sklepu kupiłam chleb,masło.Wróciłam i dałam mu to co kupiłam.Patrzył na mnie zdziwiony.Powiedział,że nikt w ten sposób nie robi.Nie potrafiłam obojętnie przejść obok tego człowieka.Moze ofiarowałam mu jeden dzień życia,rozjaśniłam i tak ponure życie.Może choć na moment odzyskał wiarę.. Największa radością było patrzenie jak ze smakiem zajada chleb,a okruszkami dzieli się z ptakami które zleciały się
Dziękuje wam za komentarze:) Bożenko ja,po prostu zareagowałam tak jak mi serducho podpowiedziało. Mam taki charakter, że nawet z wrogiem się podzielę jeśli wiem że jest w potrzebie.Tak ,Radku bardzo dużo szczęścia przynoszą takie gesty.Wiem że pomagam konkretnej osobie i widzę ile to dla kogoś znaczy. Uważam że takim ludziom jakiego ja spotkałam najbardziej jest potrzebna pomoc i Andrzeju wcale nie uciszałam swojego sumienia.Czy ty wiesz jak działają takie instytucje?Do tych ludzi z ulicy pomoc najczęściej nie dociera. Wiesz Gerardzie może masz rację.Jakiś cel był w tym że ten mężczyzna znalazł się na mojej drodze,bo przecież nic bez przyczyny nie dzieje się.Może Bóg poddał mnie próbie..
Przypadła mi do gustu Twoja myśl Motylku :).Opisałaś zwykłą codzienność niezwykłego człowieka... Takie myśli zawsze podnoszą mnie na duchu...i tacy ludzie jak Ty :). Wracając do meritum Twojej myśli,to sądzę,że nie spotkałaś bezdomnego człowieka...spotkałaś Pana Boga,stanęłaś oko w oko z Naszym Stwórcą i okazałaś Mu swoje serce,swoje dobro i swoją piękną duszę... Pozdrawiam Cię serdecznie.