Ciekawe co się może kryć w tej myśli? Czy przez dzień szczęśliwy myśli o nocy, czy raczej objada się szczęśliwym dniem? Czy w ciągu życia(jeśli dzień metaforą życia) myślimy o śmierci czy o wieczności? Czy warto dobre życie zastępować myślami o śmierci, czy raczej życiu pozwolić na piękno, a śmierci pozwolić niech przyjdzie, kiedy będzie miała ochotę, ale żyć pełną piersią do nawet wczesnego tryumfu Pani Z Kosą? Czy kiedy umieramy myślimy o życiu, które się właśnie kończy, czy myślimy o przeszłości? Czy nie jest, aby tracenie czasu na bezsens? Czy myślimy o życiu, które mogłoby jeszcze zaistnieć, gdyby nie ten koniec lada oddech, ten, a może jeszcze ten jeszcze po nim? Czy myślimy o życiu z perspektywy już wieczności? Czy śmierć to istnienie jakieś potem, czy nic?