Bardzo podoba mi się dyskusja na ten temat, uważam, że po to dodaje się tu swoje myśli, by spotkać się z opinią innych, którzy zmuszą do przemyśleń oraz by samemu wysnuć pewne wnioski z tego co się dodaje, bądź czyta. PS wypowiedź scorpiona wyjaśniła " to co autor miał na myśli". Dziękuję Tobie za rozwinięcie oraz wszystkim za opinię :)
Ale filozujecie... Może autorce chodziło po prostu o fakt, że każdy z nas czuł się lub czuje się samotnym? I że nawet będąc z kimś ( w związku czy w towarzystwie ) czujemy się samotni? Może dlatego nie ma przeciwieństwa? Nie ma przeciwieństwa, bo samotność po prostu jest. Można być chwilę niesamotnym, ale na dłuższą metę każdy jest sam. Sam w sobie. Ma tylko siebie, swój umysł w którym słyszy swój głos, a nie głos ukochanej osoby. Trzeba nauczyć się żyć i lubić siebie i swoją samotność, która nigdy nie znika, czasem się tylko chowa, aby nie wiadomo kiedy wyskoczyć nagle i ukraść uśmiech z twarzy, puścić łezkę żalu. Łezkę w sumie samemu sobie. Tak jakbyśmy płakali przez siebie i dla siebie- to właśnie jest samotność.
Zgadzam się z @Umarłym, jeśli chodzi o magiczny charakter tych słów/stanów, a raczej jego brak. Co do samej "samotności" to myślę, że każdy znajduje tego własne przeciwieństwo. Wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie "Co znaczy nie być samotnym?" i dla, niektórych to będzie: mieć towarzystwo, miłość (czyli być kochanym, albo kochać), mieć przyjaciół itd.
Twoja myśl jest ciekawa do czasu, gdy nie rozłoży jej się na czynniki pierwsze. Zupełnie jak wiele metafor, które tracą swój urok po rozszyfrowaniu.
Jako termin nie posiada przeciwieństwa, wynika to z braku rozumienia. Przeciwieństwem samotności jest miłość. Samotność tworzy się z przywiązania, zamykania się w swoim świecie, inaczej to cierpienie.