Przez nią wszystko się stało... Jest przyczyną i celem wszelkiego istnienia, więc tak właśnie. Ten kto jej "nie zaznał", a w zasadzie zabił (lub bardziej zabijać próbuje) morduje w pierwszej kolejności siebie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego że to nie bycie kochanym jest tu najważniejsze, ale samemu kochać. Nawet jeśli bez wzajemności. Taką konstrukcją jest człowiek, że od własnych "braków" cierpi najwięcej...
Tak było wczoraj pod jednym z inspirujących (dla mnie) wpisów (pozdrawiam yetick ✋)... Dziś natomiast "zbieg okoliczności" (kolejny zresztą) dokończył dzieła, podsuwając rozwinięcie. Żeby nie chować światła pod korcem udostępniam "Uzależnienie od drugiej osoby" (ks Piotr Pawlukiewicz), czyli jak nie zostać połkniętym przez własne braki, ergo nie popaść w pustkę po zakończeniu ważnej relacji... Może komuś się przyda. Pozdrawiam ✋ https://youtu.be/pn0_CmDjjS0
..ojj przyda się (mnie), trwanie w pustce, w takim niczym dla siebie, jest smutne, trudne, upokarzające i tylko rani wszystkich a siebie najbardziej. Siebie samą,.najtrudniej przeprosić..
Ksiądz Piotr w którymś ze swoich kazań/konferencji ładnie też tłumaczy dlaczego takie momenty są potrzebne. Bo nie oszukujmy się ale często sami sobie na takie dramaty nierozumnie pracujemy, tudzież opatrzność chce nas czegoś nauczyć, uczulić, albo od czegoś odwieść (uratować), a w jeszcze innych wypadkach pobudzić do większych rzeczy gdzie najpierw, właśnie, musimy stanąć w prawdzie o sobie samym a potem się dosłownie przeprosić. Pozdrawiam ✋
Od jakiegoś czasu, choć słucham od bardzo dawna, słyszę same nowości... Zresztą nie tylko z jednego dorobkiem tak mam. Wydarzenia w życiu, lektura, zasłyszane rozmowy lub pojedyncze słowa, nie zawsze układają się od razu w logiczny ciąg. Ale nauczyłem się że nie ma przypadków w życiu i wszystko jest ważne (coś znaczy - taka parafraza z ks Bozowskiego bodajże). Kto wie co jeszcze usłyszę przy następnej okazji. Ostatnio nawet szukać za bardzo nie muszę, bo z kim nie pogadam, czego nie wysłucham lub przeczytam, na bieżąco do mnie gada, odpowiada na pytania/problemy. Okazuje się że wystarczy tylko zamilknąć, zapanować nad "własnym rozumem" i słuchać. Pozdrawiam ✋
Ja bardzo długo słuchałam łapczywie, choć nawet nie uznaję autorytetu księży ani nie jestem wcale religijna. Nie zwracałam uwagi na to, kim jest, ale na to, co mówi, a mówi pięknie, mądrze, zabawnie... i zgodnie z prawdą. Dlatego podbił szturmem moje serce. Tematy iście psychologiczne, czyli bardzo życiowe, odpowiadające moim zainteresowaniom.
Kiedyś o mało nie zostałem antyklerykałem. Moja wiedza na temat Kościoła i jego dorobku ograniczała się do sensacji i skandali. To co dobre uważałem za wyjątki ludzkiego, wybitnego rozumu (jako fascynat kantyzmu). Traktowałem objawienie bezosobowo, jako kolejną filozofię. Szczyt myśli ludzkiej. Wiedzę, która miała dać mi "kontrolę" (przewagę informacyjną) nad tym co życie przynosi... Od Pawlukiewicza zaczęło się inne podejście do religii, kościoła i wiary... Nie jest łatwo, ale warto. Nie wyobrażam sobie życia poza Kościołem, i odkrywam jego dorobek na nowo. ✋
Mnie sprawy religijne nie interesują, a Boga nienawidzę, ale nie przeszkadza mi to słuchać, kiedy inni, choćby ksiądz, mądrze mówią. Pawlukiewicz ma sporą wiedzę o życiu, niezafałszowaną. Pewnych rzeczy typowo kościelnych nie uznaję, ale w jego wykładach to mi nie przeszkadza. Nigdy nie miałam do czynienia z kościołem ani mieć nie będę, bo mnie zupełnie nie przekonuje.
Ależ Pani ma do czynienia z Kościołem właśnie, i z Bogiem... Bo to co ks Pawlukiewicz mówi, to po prostu dorobek innych 'ludzi Kościoła" przed nim. Nie wymyśla tu żadnego koła 😁 On tylko dobiera do tej mądrości współczesne przykłady 🙂 Pozdrawiam ✋
Nie sądzę. To, o czym mówi Pawlukiewicz, współbrzmi ze wszystkim, co wiem z psychologii i filozofii. Księża dziś mają spore zaplecze psychologiczne. Nigdy żaden kościół nie miał mojego poparcia, ale mądre spostrzeżenia życiowe już tak.