Menu
Gildia Pióra na Patronite

Powykręcane suche gałęzie szarpią materiał i ranią mój tors do krwi. Nie wiem gdzie idę i po co. Nie pamiętam i chyba nie chcę. Kolosalne drzewa spowite mgłą górują nad idealnie prostą ścieżką wiodącą w otchłań nocy. Nie pamiętam kim jestem, wzdryga mną, a po grzbiecie spływa pot, gdy tylko próbuję zebrać myśli. Masywne korzenie splecione w chaotycznym tańcu wypełzają na ścieżkę chytrze utrudniając podróż. Potykam się. Upadek jest bolesny i dotkliwie rani moje dłonie, lepka ciecz spływa mi po palcach. Wstając zostawiam szkarłatny ślad na wystającym korzeniu. Puste posępne dziuple w pniach wydają się drwić ze mnie. Nie wiem jak się tutaj znalazłem i boję się otwierać drzwi w mojej głowię, boję się otworzyć właściwe. Wokół panuje trupia cisza przerywana jedynie nagłymi zrywami wiatru. Jest ciemno, lecz nie na tyle bym mógł nie widzieć tego odrażającego krajobrazu. Mimo iż drzewa są nagie nie mogę dostrzec blasku księżyca, światła, za którym tak mi tęskno. Korony drzew sięgają zbyt wysoko i bujnie, tworząc niemal kopułę z suchych wtulonych w siebie ramion. Idę przed siebie co rusz przekraczając kolejne korzenie torujące ścieżkę. Wyglądają jakby chciały dotknąć tych po drugiej stronie. Jestem zmęczony, lecz wiem, że nie wolno mi się zatrzymać, ani zawrócić. Wrażenie jakiejś bluźnierczej obecności na karku nie pozwala mi nawet spojrzeć przez ramię.

2321 wyświetleń
16 tekstów
3 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!