Jasne, całkowita skrajność w psychice człowieka równałaby się chyba tylko z szaleństwem. Ale pewna odporność to zawsze potencjalnie mniej niepotrzebnych problemów w życiu.
Rodzić się na pewno nie rodzi. Raczej decyduje chyba o tym stopień wrażliwości. Im większa wrażliwość... tym taki proces powinien wolniej zachodzić. Ale czy tak jest?
Dokładnie. Zaczynamy zdawać sobie sprawę, że nie na wszystko mamy wpływ. Albo lepiej - nie chcemy wszystkiego zmieniać pod nasze dyktando. Godzimy się na rzeczy takie, jakie są, nawet jeśli nas bolą, bo wiemy, że nerwowe ruchy wzmocnią tylko ten ból. Ciekawe, jak taki mechanizm wykształca się z czasem. Ciekawe, czy ktoś się z tym rodzi... chyba nie. :)
Myślę, że to wyleczenie... to tylko/aż kolejny krok w dorosłości? Coś na co, kiedyś się nie godziliśmy, dziś kiedy jesteśmy o X lat starsi... już nas mniej obchodzi, bo wiemy jak to się skończy.
Mimowolnie przymykamy oczy, by się stało, bo już bardziej nie zaboli.
Bardzo podobają mi się Twoje wnioski, zwłaszcza kwestia odbijania się emocji na fizycznym zdrowiu. To prawda. Nawet jeśli przekaz nie był zamierzony, może być dobry chyba, no nie? :)