Niewykorzystanych szans się żałuje. Na popełnionych błędach się uczy. Lepiej zgrzeszyć i żałować niż żałować, że się nie zgrzeszyło. Może religia istnieje jako mechanizm radzenia sobie z żalem niegrzeszności? Ze strachem przed tym co może polepszyć życie, dać przyjemność, albo zranić i złamać? Może jako instytucja ma chronić przed zbyt twardym upadkiem? Odwrócić wzrok w stronę tego co ludzie na końcu życia doceniają najbardziej: zdrowie, rodzina, bliscy? Będąc ateistą widzę jak niekwestionowana wiara jest kusząca: "Zrób to, bo to jest dobre. Nie rób tego, bo to jest złe. Módl się i praktykuj antyczne rytuały, żeby przekonać siebie, że na prawdę wierzysz. Nie zadawaj pytań, przystań myśleć, tylko się odpręż i jak nawalisz, no cóż, bóg* tak chciał." *zamień na 'los', 'przeznaczenie', 'wszechświat', 'przypadek', 'statystyka'. Próbuj inne słowa, dopóki uświadomisz sobie, że Ciebie też się to tyczy. Tak jak i mnie. BTW jaki jest Twój bóg*?
Dobre pytanie kinQ! Jaki jest twój bóg? Zestaw to z pierwszym przykazaniem dekalogu "Nie będziesz brał bogów cudzych przede mną" To zadziwiające, że tak niewielu pragnie być troszeczkę, chociaż ciut, ciut takimi jak jest ich bóg.