Na moich oczach pozbywasz się wszystkiego co stworzyliśmy razem. Pogardliwie miażdżysz obietnice, które mi złożyłeś. Z uśmiechem podpalasz wszystkie wspomnienia... a po chwili rozsypujesz popiół, który po nich pozostał. Nie patrząc na mnie tłumaczysz, że ta miłość jest chorobą. Że to ja skaziłam ją, bólem i goryczą. Obwiniasz mnie o zabójstwo wszelkich uczuć. Spoglądam na moje nadgniłe dłonie... kiedyś te dłonie były piękne i silne. Kiedyś te dłonie muskały twoją twarz. Ale kiedyś to nie dziś.