Miała w sobie coś pociągającego, choć nie znaczyła tak naprawdę nic. W sumie mogłabym wierzyć, że jest istotą prostą i oddaloną od wyrzeźbionego wzorca. Jednak jej dotyk z każdym zdaniem zmniejszał nawyki osamotnienia. Chwile wspólne liczyć zaczęły się jako udane i chyba dlatego zabolało. Zabolało, że była daleko, choć każdego dnia, każdej nawet nocy, dotykała zręcznie palcami moją ciszę. I nie żałuję. Obawiam się, że jest mi potrzebna. I kolejny raz cholera to samo. Jednak jak wielką wartość ma ten uśmiech zza żelaznych krat? Nieopisane szczęście chłopca co ją ma dla siebie. Czy świat gna do przodu, a naszą relację zabiera ze sobą? Cholera. Świat się kurczy. Człowiek. Homo. Homo, ale chyba sapiens.