Kobiety to w ogóle mają przesrane. W latach dziecięcych martwią się czy sukienka jest ładniejsza od sukienki koleżanki. W latach podlotka głównym zmartwieniem jest to, czy jakiś chłopak ją zauważa, czy nie. W latach młodej kobiety obowiązuje zasada: jest tyle warta, ile ma urody. To widać na co dzień. Również w reklamach telewizyjnych. Później podstawowym kłopotem, jest, którego wybrać na ojca dziecka, które już rośnie "pod sercem" i trzeba szybko dokonać wyboru. Jeszcze później ciągła troska o to, jak utrzymać przy sobie "tego drania", którego na co dzień lekceważy i którym w duchu pogardza. Jeszcze później walka z oznakami nieuchronnej utraty wartości (czytaj: urody). Zmarszczka, to zmartwienie. Plama na odzieży po posiłku, to tragedia. A do tego jeszcze ciągła huśtawka hormonalna. Na prawdę. Kobiety mają przesrane
Ja czuję się dumna z tego, że jestem kobietą. Nie dlatego, że uważam mężczyzn za gorszy gatunek - bo tak nie jest. Co więcej, nie uważam, że mam (tu cytuję) - "Przesrane". A uroda? Mija. Mężczyźni? Kiedyś odejdą. Plama na ubraniu? To nie koniec świata. Pozdrawiam.
Swoją drogą żałuję, że nie potrafię rymować, bo może ciekawa opinia by mi wyszła. :)