Brill, kwestia podejścia. Wybór powiadasz? Czy ktoś kto władował się - jak to nazwałeś - mordą w kałużę - nie z własnej woli to należy przejść nad jego trupem? Ech, nie przekona się przekonanego...
Jesteś w błędzie :) To co piszesz odbieram jako myślenie nieco wąskotorowe, a nie jako atak ;) I nie zamierzam się sprzeczać, bo czuję wyraźnie jak Ci z tym co sądzisz dobrze ;) I jeśli ktoś tu łapie za słówka to na pewno nie jestem to ja ;) Z logiki miałam 5 więc widzę wyraźnie zasadnicze powiązania tak w tym, że spożywamy różne ilości cukru jak i w tym że jedni jedzą łyżką, a inni pałeczkami ;) Wiele spraw nas [...]
Jeśli Twój sposób wydalania różni się od tego, którym obdarzyła nas natura, to powinnaś się zbadać. Nie łapmy się za słówka, bo wychodzą zwady, a nie w tym celu dyskutujemy. Odbierasz moje słowa jak atak, to zrozumiałe, przecież mam odmienne zdanie, albo jak kto woli, mocniejszy przykład. Dobrze że cicho i politycznie wyjaśnił się odbiór moich słów. Nie zawracam głowy, bawcie się. Pozdrawiam raz ostatni
Ekhm.., OtÓż nie! Tak jak inne ilości cukru spożywamy tak i inaczej się odżywiamy czy wydalamy kolego (skoro do tego nawiązujesz);) Przemyśl co piszesz... A co do "świadomie wali mordą w kałuże" to pozwolisz, że zostawię to bez komentarza ;) Nie rozumiem też Twojej gorliwości w uświadamianiu mnie, bo uwierz, nie jest to konieczne. Pozdrawiam ;)
Otuż to Antoniuszu! Jest to ten "czwarty raz" Wliczam go do "razów" ponieważ również następuje jakaś akcja, jakaś reakcja i posiada swoje skutki finalne, ale skutki.
Ludzie są różni, ale są ludźmi. Jemy tak samo i wydalamy tak samo. Sprawa przedstawia się inaczej, jeśli chodzi o spożycie cukru, czy poziom wiedzy, co nie zmienia faktu, że jeśli ktoś chce pójść na dno, to można uznać że robi to nieświadomie, każdemu się zdarza potknąć i tu pomoc ma sens, ale jeśli świadomie wali mordą w kałuże, to nie powinno być nikomu smutno, to jest kwestia wyboru.
Hehe, dziękuję za "doedukowanie" tylko tak się składa, że znam pewne granice pomiędzy dawaniem się wykorzystywać, a pomaganiem :) Nie obce jest mi też znaczenie słowa asertywność ;) Smutna nieco Twoja historia, że nawet z rodziną żyjesz w takiej, a nie innej sytuacji :( Wiem nawet, że nie jestem zbawicielką ;) ps. Podejście na zasadzie "do 4 razy sztuka" w stosunku do każdej jednostki dla mnie jest nieco za matematyczne ;) Bo ludzie są różni, tak jak ich błędy, i jednym należy się mniej, a innym więcej szans w zależności od występku. Ale to tylko taka moje podejście, nie zamierzam Cię przekonywać byś porzucił swoje.. ;)
... prawisz, iż "do czterech razy sztuka" to prawidłowy wzór prośby asertywnej... nie wiedziałem, choć często ( patrząc z punktu widzenia ilości prób zdobycia czegoś ) powtarzam - "do trzech razy sztuka, za czwartym razem się uda"...
Jeśli dajesz jakiejś osobie wiele szans, to znaczy, że ta osoba nie uszanowała ani jednej, jeśli ktoś Cię nie szanuje, i wyraża Ci to "prosto w twarz", a Ty niezmiennie dajesz się wykorzystywać... uważam że na własną odpowiedzialność czujesz się struty. Kwestia podejścia. Tak mi odpadła rodzina i większość znajomych, ja podjąłem decyzje i ustanowiłem na nią pewną zasadę: "do czterech razy sztuka", bo taki jest prawidłowy wzór prośby asertywnej. Nie jesteś zbawcą świata i zapomniałeś, że to nie Ty masz problem, tylko ktoś. Pamiętaj, że pomoc, to nie niewolnictwo. Pozdrawiam
W tej myśli chodziło mi raczej o to jak ktoś w kim pokładamy nadzieję na poprawę niszczy tę wiarę doszczętnie i kończy się czas dawania kolejnych szans, bo dociera do nas, że to nie ma sensu. Ale masz rację, czasem inni wdeptują nas w ziemię swoim zachowaniem co również nie jest ani miłe, ani proste do "naprawienia" i często idzie w parze z opisaną w myśli sytuacją.
Tak łatwo jest w kimś zasiać wątpliwości i brak wiary w siebie, niestety jest to równie częste co katar później jest trudno na nowo w nim obudzić nadzieję i optymizm, W końcu życie to nie tylko ciągła walka ze wszystkim i wszystkimi jest tez dużo pozytywnych aspektów. Niezmiernie się ciesze że dostrzegłaś taka istotną sprawę. Pozdrawiam :)