zgodzę się ze wszystkim poza Oceany kończą się tam, gdzie jego definicje i zebrane o nim informacje, ciągle zbierane. wiesz, tam nawet oceany się nie zaczynają... nasze struktury i możliwości poznawcze są faktycznie bardzo ograniczone i pozwalają nam na jedynie mocno przybliżony opis rzeczywistości opiera się on na pewnych symbolach i schematach, które w dość naturalny sposób "rozumiemy" ma to jednak niewiele wspólnego z prawdziwym "pojmowaniem"...
na szczęście jesteśmy częścią wszechświata, a jako jego część "świadoma" możemy mieć też pewien wgląd w nieświadomość, zatem w to, co niepojęte i nieopisywalne i jednocześnie chyba najbliższe "tajemnicy" istnienia...
Gdzie zaczynamy się kończymy my w świadomości wszsechświetnej? chyba w takiej formie jak za "życia" zaczynamy się i kończymy wraz z nim... jednak bardzo możliwe, że nasza świadomość nie jest jedyną, a my jesteśmy jedynie jakąś jej formą "przejściową"... lub też "ślepą uliczką" ewolucji świadomości, która sama siebie unicestwi
Od najdawniejszych czasów uważano, że świat kończy się wraz z widocznym horyzontem. Myślę, że ma to odniesienie do powyższej myśli. Nie jesteśmy niczym więcej niż jesteśmy, nie zobaczymy więcej, niż pozwala nam na to nasza budowa. Tak, że wszystko czego doświadczamy, doświadczamy tylko na poziomie umiejętności odczucia tego doświadczenia. Oceany kończą się tam, gdzie jego definicje i zebrane o nim informacje, ciągle zbierane. Gdzie zaczynamy się kończymy my w świadomości wszsechświetnej?
może się da, who knows... :) ale raczej nie na drodze myślowej dedukcji... raczej poza "zwykłą" świadomością, w stanach pozwalających na "zlanie się" z tą "wyższą" świadomością (o ile takowa istnieje, a nie jest np.projekcją naszego spragnionego "boskości" umysłu....)
człowiek przyzwyczajony jest do bycia obserwatorem, tymczasem (jak pewnie dobrze wiesz) każda obserwacja zmienia/wpływa na obserwowany "obiekt"
zatem subtelność poznania polega chyba na złączeniu się obserwatora i obserwowanego obiektu w jedność... hm... jak kochankowie na przykład... :)
nie ma wtedy granicy pomiędzy nimi, nie ma oka i szkiełka, przez które oko analizuje "obiekt" oko i "obiekt" stają się spójną, zależną od siebie całością co więcej, oko nie jest tu już jednym ze zmysłów, a raczej funkcją umysłu pozwalającą doświadczać...
tyle, co nic... nic nie widać też poza horyzontem zdarzeń, a mimo to człowiek zakłada jego istnienie... nic to część wszystkiego i jak wszystko nie ma prawdopodobnie początku ani końca...
zgadza się, Marcin... nie musi i chyba nie jest... być może zmienia się natomiast w inny, wyższy (lub niższy) rodzaj świadomości... tak się zastanawiam czy to, że w ogóle istnieje (samo)świadomość nie implikuje faktu istnienia czegoś w rodzaju "świadomości" wszechświata, choć zapewne nasza świadomość byłaby jedynie jakąś jej megaprymitywną podformą ;]