Życie, wiele ma twarzy, niektóre są nasze, własne, niepowtarzalne. Jednego dnia się rodzimy, żyjemy, czerpiemy ze źródeł życia, a innego tylko umieramy, aż do końca. Dużo zależy od nas samych, bo można żyć będąć sparaliżowanym, niepełnosprawnym, chorym, cierpiącym... a można też całe życie umierać, każdego dnia boleśniej, będąc fizycznie całkowicie zdrowym, sprawnym. Nasze uczucia każą nam żyć dla rodziców, dla swojej miłości, dla dzieci, dla przyjaciół, dla pamięci o tych, o których nikt nie pamięta... Dla nich żyjemy i dla nich umieramy, by żyć dla tych, którzy pozostali... Może tak trzeba? Natura tak zaplanowała, że życie trwa falowo, z porami roku, z rytmami obecnymi na naszej ziemi i poza nią. Być może nam też potrzeba czasem prawie umrzeć, byśmy się mogli narodzić na nowo? Fajna myśla. :))
Mariusz to nie jest koniecznością,ale czy nie jest tak w życiu?Doświadczenia uczą nas pokory,sprawiają ,że powstajemy jak Fenix z popiołów by na nowo się odrodzić.To wszystko zależy od człowieka,od jego wrażliwości ,siły wewnętrznej.Sa tacy ,których nic nie zmieni,nie mają konieczności "umierania w sobie"choć to tylko taka metafora.Nie jest tak ,że życie tylko nas rozpieszcza,tracimy bliskich i z ich strata też musimy się pogodzić,czasem tracimy dorobek życia,popadamy w długi ,choroby itd.Ten co choć raz tego nie doświadczył,tak naprawdę nie "żyje"
Czy umieranie czyni nas silniejszymi ? A może wstawanie z kolan? Czy musimy jak Fenix umierać i rodzić się na nowo? Czy to konieczne? Wątek ten pojawia się w różnych religiach i kulturach