... bo to nie głupota... mieć kogoś bliskiego przy sobie na stare lata... i tylko tyle... nic więcej... ale chyba jeszcze nie dojrzałem do tego... jeszcze tli się chęć czegoś więcej...
... no cóż... dużo racji w ty co piszesz... lecz ja jestem w takim wieku że myślenie o nowej rodzinie... o starcie od nowa to byłby raczej przejawem głupoty... a na związek dla samego tylko partnera... po to by mieć kogoś tylko by nie być samotnym... chyba jeszcze nie jestem gotowy...
Mój przyjaciel kiedyś zrezygnował z miłości. Powiedział, że kobiety tyle razy dały mu po tyłku, że ma to już w nosie. Ten etap już zakończył. Ja wtedy miałam 17 lat. Tak naprawdę o miłości wiedziałam niewiele. Ale miałam pewność, że akurat tego zdania nie będzie się trzymać. Od tamtego czasu minęły dwa lata. I właśnie niedawno napisał mi, że chce spróbować. Bo to jest tak, że ta miłość od rodziny, ta miłość od przyjaciół... To lubienie... Wypełnia pustkę. Z tym, że kiedyś przyjdzie taki czas, że odczuje się brak. Brak kogoś bliższego niż rodzina. Tej drugiej połówki. Czasami zatrzymujemy się w tej samotni ze strachu. Ale ja zawsze powtarzałam, że lepiej jest żałować, że coś się zrobiło i cierpieć - cierpienie w końcu mówi nam, że żyjemy...- niż tkwić tak w bezruchu.
... to ta najbardziej osobista nadzieja i samotność... resztę samotności zajmuję mi praca i przyjaciele oraz reszta rodziny... Ty sama i reszta czytelników portalu też macie swój udział w tym że nie czuję się samotny... i to dość duży udział...
Tą nadzieją można załatać każdą dziurę. Tylko, że samotność w przyszłości to taki rodzaj wyobcowania. Nie każdy jest w stanie unieść ten ciężar na swych barkach.