Menu
Gildia Pióra na Patronite
Peonia

Peonia

Gdyby ktoś mógł zajrzeć do okna wagonu, zobaczyłby chłopca. Wysokiego, chudego niczym łodyga z czarną czupryną na głowie.

Kobiety mówiły, że jest przystojny. Mężczyźni zaś inteligentny. Miał w sobie wiele dobra i miłości. Jego serce nie było ślepe, tylko oczy. Były puste. Pomimo, iż miały zawsze zielonkawy odcień, nie potrafił nimi widzieć świata, przestrzeni, która go otaczała. Kierował się słuchem, dotykiem i sercem. Pomimo, iż był wspaniałym chłopakiem, ludzie go omijali.
Siedział na fotelu z jednych z przedziałów. Samotnie, jak zawsze. Jego ręka spoczywała na szybie, wchłaniając jej chłód i nie określony kształt.
Jego słuch był wrażliwy, wiec od razu usłyszał głos rozsuwanych drzwi i kroki. Odwrócił głowę w stronę dźwięku i usłyszał głos. Był piękny, melodyjny i delikatny. Miał wrażenie, że się czerwienieje, ale nie wiedział. Nic nie mógł zobaczyć.
Była to kobieta. Wyobrażał sobie długie blond włosy i wielkie niebieskie oczy. Delikatne usta, z których wypływał ten niebiański głos. Spytała się go, gdzie jedzie. Odpowiedział i zamilkł.
Jechali tak w ciszy, a on nie potrafił wydobyć głosu. Czuł zapach bzu i agrestu. Wiedział, że siedzi naprzeciwko niego i co najgorsze wpatruje się. Rozglądał się, udawał, że widzi świat za oknem. Potem niespodziewanie zaczął, zaczął opisywać, mając nadzieję, że nie wyjdzie na głupca.
- Piękne są te zielone drzewa prawda? – starał się mówić płynnie i spokojnie.
- Tak piękne – odrzekła i czekała na dalsze słowa.
- Proszę powiedzieć, co pani widzi. Proszę to opisać szczegółowo, jak poeta.
- Widzę zieleń, która mknie szybciej od nas. Widzę konary, które zamazują się pod wpływem tej szybkości. Widzę swoje odbicie, delikatne, ledwo widoczne. I widzę słońce, które promieniami oświetla pańską twarz. – uśmiechnął się i starał to sobie wszystko wyobrazić. Zamknął oczy i po dłuższej chwili je otworzył. Wydawało mu się, że się uśmiechała… a może nie.
Pociąg się zatrzymał.
Usłyszał dziwne dźwięki i potem głos, głos pożegnania. Więcej jej nie zobaczył, ale starał się zapamiętać. Ten dzień, tę chwilę, która spowodowała, że uwierzył, uwierzył, że będzie lepiej.
Gdy dziewczyna wychodziła, ominął ją niski przy grubawy pan z brodą jak u krasnoluda.
Usiadł obok czarnowłosego i spojrzał przez okno.
- Jak wyglądała ta dziewczyna? – spytał chłopak bez chwili zastanowienia.
- Jaka?
- No ta co przed chwilą wyszła. – odrzekł i nie mógł powstrzymać wrażenia, ze ręce mu się pocą ze zdenerwowania.
- Ano, pani była ładna. Miała długi blond warkocz związany niebieską wstążką. Gdzieś w pana wieku, no może o rok młodsza. Piękne grube usta i cudowny głos.
- Oczy? Jakie miała oczy? – dopytywał się.
- Oczy… - przerwał i zadumał się – oczy miała ślepe.
Gdyby ktoś mógł zajrzeć do okna wagonu, to ujrzał by chłopaka ze ślepym wzrokiem wbitym w nicość i mężczyznę z brodą jak u krasnoluda.
Ale tego nikt nie mógł zobaczyć, bowiem pociąg ruszył dalej w kierunku północnym, gdzie podobno nie dochodzi słońce i jest tylko ciemność.

4125 wyświetleń
66 tekstów
0 obserwujących
  • rikardo

    4 April 2008, 17:57

    Ciekawy tekst. Odbieram go jako materiał na scenariusz do krótkiej etiudy filmowej, którą mógłby zrealizować jakiś twórca i gdyby zrobił to starannie i z uczuciem wyszedłby chyba całkiem niezły filmik. Filmik, bo mały rozmiarami, ale pobudzający do zastanowienia i refleksji...