Ale w tym wszystkim trzeba pamiętać o głowie i nie zatracić się. Wielokrotnie zawiodłam się na ludziach i teraz mówię im tylko to, co wiedzieć mogą, przynajmniej takim, którzy nie odgrywają dla mnie znaczacej roli. W sumie nie wiem już, czy istnieje toś taki jak przyjaciel. Jakby nie patrzeć, to człowiek jak każdy inny, tylko częściej musimy go oglądać. Pozdrawiam
Ktoś bo wiem, może podzielać z Tobą Twój smutek, ale jedynie podzielać. To trochę tak, jakby umarła Twoja babcia...i ktoś może być dla ciebie wsparcie. Będzie mu przykro, smutno, ale nie zrozumie tego i nie przeżyje tak jak Ty. Z czasem też zechce pożartować, bo nie ma takiego powodu do zmartwienia, więc dla niego Twój wieczny smutek stanie się uciążliwy.
Chodzi mi tylko o to, że trzeba zrozumieć, że jesteśmy tylko ludźmi...wszyscy. Zatem jeśli akurat męczy cię coś i decydujesz się otworzyć, to nie musi być to koniecznie dzień na wysłuchiwanie zwierzeń, nawet tych poważnych, dla Twojego przyjaciela. Coś bardzo ważnego dla ciebie często nie odgrywa dużej roli dla kogoś innego, nawet tak istotnego w Twoim życiu. Po prostu.
Dlatego napisałam 'wyrzucamy coś z siebie'. A wydaje mi się, że gadanie po raz setny " wszystko do kitu " nie jest wyżucaniem czegoś z siebie, tylko już natręctwem.