Często winiłam siebie za zdrady mojego męża. Małżeństwo w ciągłym kryzysie, niechęć nas obojga do ustalenia kompromisu. Aż po kolejnym romansie zrozumiałam z kim dzielę życie. Z typem Zdobywcy. Szara domowa mysz, milcząca i smutna, poza zasięgiem rodziny, zamieniała się w kocura o marcowym zapachu, który w cudzych łóżkach wspina się na wyżyny seksualnej sprawności. Na głodzie dowartościowania i zachwytu nad osobowością, węszy, szuka, krąży jak sęp, poluje na naiwną, łatwowierną zdobycz. Sielanka trwa do czasu, dopóki wystarczy kłamstw, a sama zdobycz nie podcina orłu skrzydeł i pozwala latać w masce podwójnej moralności. Nic nie trwa wiecznie, sen się kończy, a ogier przekręca klucz zaniedbanego domu. Z miną zbitego psa, z podkulonym ogonem, jak tchórz skrada się do lodówki. Po lód na żar obłudy. Eh, to przykre, kiedy człowiek odkrywa w sobie zwierzę !