Czasem ludzie tak postępują i na szczęście w większości swojej populacji po śmierci najbliższych z najbliższych. Posmucą się i zbierają w garść, po czym na szczęście idą w inne ramiona, bo w sumie innej drogi nie ma, aby kochać nowe, skoro stare ofiaruje rosę zamiast płomienia. Kwas ostatecznie. Wyżerający wiarę i miłość. Na szczęście, kto choćby czyta, to nie zabłądzi, jeśli rozumie. Pójdzie dalej i da i weźmie,a razem to szczęście i kolejne pokolenia w miłości, z miłości, buntujące się, ale potem rozumiejące i umiejące wreszcie usiąść przed domem i popatrzeć w malwy za płotem, o sens i spokój.