Dziś rozumiem to już inaczej. Musiałem pobyć tu i tak, jak najbardziej uważam, że ratują nam życie, sęk w tym, że my traktujemy to jako urojenia, a ktoś może właśnie tak chciał. W sensie... urojenie urojeniu nie równe albo po prostu nie ma urojeń, ani przypadków. Jakie to fatalistyczne... :/
Po co odpowiadam, skoro nie było pytania? Chyba po prostu musiałem.