Menu
Gildia Pióra na Patronite

Coraz częściej spotykam się z hasłem „żyj dla siebie”, i tak się zastanawiam czy dobrze rozumiem główne założenie tego nurtu. Oczywiście że trzeba czuć własną wartość - to podstawa, rozwijać się z dnia na dzień, stawać się lepszą wersją siebie. Tylko główna kwestia, że wraz z tymi pozytywami, rozwija się też ciemniejsza strona. Większość osób to hasło przyjmuje do siebie zbyt dosłownie, tworzy się niezależność, która jasne jest czymś naturalnym, każdy powinien być niezależny, ale trzeba wyznaczyć zdrową granicę, bo to że chcemy być niezależni to nie oznacza, że musimy odrzucać pomoc drugiej osoby, bo za wszelką cenę chcę się pokazać, że 'nie, ja mogę zrobić to sam/a'.

Owszem, możesz, ale to, że skorzystasz z czyjejś pomocy, wcale nie oznacza, że już nie jesteś osoba niezależną. Może to tylko moje odczucie, doświadczenie, że z tego motta przeważnie cierpią osoby, które zostały już zranione, wykorzystane przez inne osoby. To jest oczywiste, że jeśli ktoś, kto był w związku przez kilka lat, angażował się w związek, a druga strona „tylko była” i nie dawała z siebie tyle ile powinna. Wcale to nie jest dziwne, że na kolejne związki tworzy się już dystans, ogranicza się chęć angażowania, bo nie chce się człowiek znów wysilać, skoro może być to jednostronna „praca” nad relacją. Tak nie powinno być, to obie strony muszą się angażować, aby coś można było zbudować. Niestety efektem takich doświadczeń jest coraz częściej, zmiana podejścia co do związku z drugą osobą, stawia się na to, że jeśli ktoś się już pojawi w życiu takiej osoby, to zachowuje się zupełnie tak samo jak, był traktowany/a tzn. nie widzi potrzeby angażowania się, bo woli twierdzić ze żyje dla siebie i robi wszystko dla swojej osoby, jeśli akurat partner sprzyja temu rozwojowi to dobrze, sam/a też w pewnym stopniu to zapewni drugiej stronie, ale niestety „pójście za nim/nią w ogień” nie jest takie oczywiste. Tworzenie tzw. luźnej znajomości, nie mogę tego pojąć, jak można być z kimś w takich relacjach, czy można coś z tego zbudować, uważam że nie. I tu tworzy się kolejna zła rzecz „gra w obojętność” kto pierwszy pokaże, że mu zależy przegrywa i jest na łasce drugiej strony, i teraz może uzna, że dobrze zależy Ci to możemy coś budować, albo druga opcja w której ta osoba uważa, że skoro pokazujesz, że Ci zależy, to już praktycznie zrobisz wszystko, i jest to nudne, uznaje się taką osobę za łatwą zdobycz.
Może zostańmy przy tym aby rozwijać się, mieć poczucie własnej wartości i mimo złych doświadczeń nie rezygnujmy z tego aby angażować się w relacje z drugą osobą, bo jeśli będziemy z tego rezygnować po kilku porażkach, możemy natrafić na taką sytuację. W której natrafimy na osobę, która w pełni będzie chciała się oddać drugiej osobie, a my zrobimy to, czego doświadczyliśmy wcześniej, stworzymy kolejną osobę zarażoną tym symptomem. Tak stworzymy kolejną „chorobę cywilizacyjną”, w której już dosyć ciężko się funkcjonuje, przez zatracenie niektórych wartości i moim zdaniem nie warto dorzucać kolejnej.

7041 wyświetleń
95 tekstów
9 obserwujących
  • danioł

    20 February 2018, 21:09

    kto to przeczyta?

  • 18 February 2018, 22:10

    "kto pierwszy pokaże, że mu zależy... przegrywa". W tym fragmencie zawarłaś całą prawdę.
    Tutaj jest największy problem. Człowiek boi się szczerości. Paraliżuje go lęk wpadnięcie w spiralę tzw. "polityki zależności"
    Jest jak jest...

  • 18 February 2018, 21:49

    A ja myślałem, że to ja yestem gadoołą. :P
    Fajny i mądry tekst.
    Pozdrawiam. :))