...A te wszystkie dni i noce spędzone w tym szarym pokoju, stawały się nie do zniesienia. Coraz częściej pogrążały się razem ze mną. Spadałam szybciej i głębiej. A ściany stawały się o kolejne odcienie szarości ciemniejsze. Ale była też cisza. Tak... Ona mnie również nie opuszczała. Zawsze była blisko. Zawsze mogłam się w niej schować. I tak samo jak smutek wyciągała swoje zimne ręce by mnie objąć - w sumie to był jedyny gest czułości, jedyny jaki znałam.