Menu
Gildia Pióra na Patronite

zostań.

lost_inside

Spotkałam Cię, wiesz? To było w moim śnie. Poszedłeś ze mną na spacer. W pewnym momencie usiedliśmy na niedużej skale i było tak jak dawniej. Tęskniłam. Miałam Ci tyle do opowiedzenia… a nie powiedziałam nic. Siedziałam naprzeciwko Ciebie, patrząc Ci prosto w oczy. Obserwowałam każdy Twój ruch. Posyłałam w Twoją stronę, nieznikający z mych ust, uśmiech. Szkoda mi było czasu na rozmowę, wiesz? Nie chciałam się nią rozpraszać. Cieszyłam się tą chwilą, bo wiedziałam, że lada moment znikniesz. Pragnęłam zapamiętać każdy centymetr Twojego ciała. Twej osoby. Czułam, jakby świat wokół nas się zatrzymał. A każda minuta była wiecznością… To było cudowne. Znów mogłam Cię dotknąć. Poczuć Twój zapach. Ujrzeć zmarszczki w kącikach oczu, gdy się śmiejesz. Usłyszeć Twój głos, który wielokrotnie rozbawiał mnie. Porozmawiać. Wygłupiać. Żartować… lecz później się obudziłam. I już Cię nie było… Znów zostałam sama. Wstałam i zaczęłam Cię szukać. Byłam w parku. W lesie. Koło Twojego domu. Czekałam pod naszym dębem. Wybrałam się na spacer w nasze ulubione miejsce. Siedziałam nad basenem przed pałacem, wypatrując Cię z daleka. Nastał późny wieczór. Usiadłam w altanie w naszym ogródku. Byłam pewna, że się zjawisz. Pomyliłam się. Zrezygnowana, a może raczej zawiedziona poczęłam wracać do domu. Mniej więcej w połowie drogi, niedaleko placu zabaw, gdzie spędzaliśmy czasem pól nocy bujając się na huśtawkach, spotkałam obcego mężczyznę. Stał naprzeciw, wpatrując się we mnie, tak jakby czekał aż się zjawię. Niepewnie zatrzymałam się niedaleko niego. Mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę huśtawek, które nieco uszkodził mijający czas. Wtedy mężczyzna odezwał się bardzo cichym, niemal niedosłyszalnym głosem.
- Nie przyjdzie.
Zaskoczona spojrzałam na niego. W mym wzroku tkwiło pytanie „skąd wiesz na kogo czekam?”. Nie powiedziałam jednak nic. Spuściłam wzrok i ruszyłam przed siebie. Nieznajomy zawołał jeszcze za mną:
- Twoja tęsknota minie. Obiecuję.
I wtedy nie wytrzymałam. Odwróciłam się i wykrzyknęłam mu w twarz, czując napływające do oczu łzy, krótkie pytanie: „kiedy?”. I wybuchłam płaczem. Głośno. Zanosząc się nim mocno. Nie, nie przytulił mnie. Nie, nie pogłaskał po ramieniu. Ani plecach. Nie otarł z mych policzków łez. Nie uśmiechał się do mnie pokrzepiająco. Nie starał uspokoić. Nie kołysał w ramionach. Pozwolił bym padła bez sił na kolana. Pozwolił mi płakać. A ja nie mogłam przestać! Rozumiesz? Nie mogłam powstrzymać płaczu. Gdy jednak po pewnym czasie zabrakło mi łez, podszedł do mnie i oparł rękę na mym ramieniu. Uniosłam głowę do góry i mokrymi od łez oczami, spojrzałam na niego. Bez cienia jakichkolwiek uczuć na twarzy, z wyjątkiem dziwnego zobojętnienia, powiedział:
- Jesteś silna. On będzie przy Tobie zawsze – wziął mą dłoń i położył na lewej piersi. – Tutaj.
Po czym odszedł. A ja… Siedziałam tak jeszcze przez długi czas. Z ręką na sercu. Godząc się z brakiem Ciebie.

odwiedzaj mnie częściej, bądź moim przyjacielem. potrzebuję twojego ciepła.

http://www.youtube.com/watch?v=fZly12eGpNA

7931 wyświetleń
92 teksty
18 obserwujących
  • Victoria Angel

    27 February 2023, 19:33

    Hej! Bardzo pięknie opisujesz, czytałoby się bez granic. Jeszcze tu będę zaglądać do Ciebie. :-))) Twoja miłość jest piękna, zjawiskowa, bo jest wieczna. :-))) Pozdrawiam Cię.