Sennie mi gdy na nowo próbuje przebudzić się na chwile samotności. Odkąd spędzam je w towarzyskim jaźni, które we mnie stworzyłeś, nie czuję jedności. Świadomość nie idzie w parze z odczuciami, które z dnia na dzień próbują pełzać pod przykrywką rozumowania, wyciągać lepkie dłonie pomarszczone zmartwieniami o to, co nigdy się nie wydarzy. Dlaczego we mnie tak cicho? Dawniej echo przynosiło tu nadzieję, dziś zostało tylko kilka pajęczyn utkanych smutnym wątkiem. Pająk usechł z głodu. I gdybym mogła tak dłoń przy skroni, na czole, we włosy... i podejść bliżej niż myśli, niż sen i wątpliwość, dotknąć tej rezygnacji, którą przed resztą świata chowasz, bo Strach jej na imię... i powiedzieć, że czuję ją i rozumiem. Nie musiałbyś już tłumaczyć się przed sobą o "wróć i zostań", o "ufaj i polegaj". Może już czas zamknąć usta niewiedzy i odpowiedzieć Ci kim się staniesz? Bo choć wiem, jak pragniesz mnie w ciszy, to i ciszy chcesz słuchać klarowniej o sens. Już nic nie powiem w zabierz mnie, do widzenia, ani po drodze. Pożegnania minęły gdy pierwszy raz mnie spotkałeś, bo nie było to na żadnej z naszych dróg. Cisza jak pocztówka z marzeń, krótka wiadomość, mgła po deszczu, przychodzi z nikąd, bo wciąż na nią czekamy.
Trudno jest wytłumaczyć się sobie. Przecież nie można okłamać siebie. To oczywiście teoria, w praktyce, ludzie okłamują siebie. Ba, jeszcze sobie wierzą.
Użyłaśy fajnych metafor. Prostych na pozór ale mnie zatrzymały.
Trudno jest wytłumaczyć się sobie. Przecież nie można okłamać siebie. To oczywiście teoria, w praktyce, ludzie okłamują siebie. Ba, jeszcze sobie wierzą.
Użyłaśy fajnych metafor. Prostych na pozór ale mnie zatrzymały.