Menu
Gildia Pióra na Patronite

List Młodej Lekarki

noliescausehate

Ostatnio codziennie można usłyszeć w telewizji i innych mediach o Proteście Rezydentów, którzy domagają się szybkich zmian w Finansowaniu Służby Zdrowia. Zawsze stałam z boku takich ruchów, nigdy nie uważałam się za społeczniaka, ale tym razem łącznie z znajomymi postanowiłam się przyłączyć. Każdego dnia jednak mogę przeczytać w internecie o tym, jakim jest niewdzięcznikiem, że jeszcze uczę się do zawodu i powinnam się cieszyć, że w ogóle coś zarabiam. Spotkałam się także z mnóstwem kłamstw na temat sytuacji, w której się znajdujemy. Chciałabym osobom sceptycznym wyjaśnić to, dlaczego protestuję.

Niektórzy myślą, że rezydentura to takie przedłużenie stażu, kiedy młody lekarz się tylko uczy. Tymczasem między stażem i rezydenturą jest sporo różnic.

Lekarz na stażu ma pełne prawo do wykonywania zawodu w placówce, w której odbywa staż. To oznacza, że w danym szpitalu może badać, zlecać badania laboratoryjne, uczestniczyć w zabiegach operacyjnych, wystawiać recepty i tak dalej. Teoretycznie powinien mieć stały nadzór specjalisty lub rezydenta, jednak z powodu braków kadrowych zdarza się, że musi zostać na oddziale sam, bo starszy lekarz został wezwany np. na blok operacyjny, a pacjenci nie mogą zostać bez opieki. Za wypełnianie tych obowiązków otrzymuje na rękę ok. 1400zł miesięcznie.
Na rezydenturze drastycznie rośnie odpowiedzialność, niestety w przeciwieństwie do zarobków, które za cały etat wynoszą ok. 2200 zł.

Lekarz rezydent to lekarz, który samodzielnie dyżuruje, przeprowadza zabiegi, kieruje procesem leczenia i diagnostyki podejmując decyzje dotyczące naszego zdrowia.
Myślę, że większość z nas, nawet nieświadomie, była leczona przez lekarza rezydenta – wbrew pozorom i wyobrażeniom często nie jest to młody lekarz zaraz po studiach – średnia wieku w momencie kończenia specjalizacji w naszym kraju to 38 lat. A pamiętajmy, że kursy, szkolenia, podręczniki rezydenci opłacają sami – bywa, że przewyższa to zarobki z etatu.

ALE FINANSOWO NIE JEST TAK ŹLE, MAMY PRZECIEŻ TEŻ MOŻLIWOŚĆ DOROBIENIA NA DYŻURACH.

Większość lekarzy rezydentów jest zmuszona, z powodu braków kadrowych i niskiego wynagrodzenia na etacie, brać więcej dyżurów niż jest w stanie. Pracujemy ponad swoje siły, co przekłada się na nasze zdrowie – polska lekarka żyje 10 lat krócej niż statystyczna Polka i 17 (sic!) lat krócej niż statystyczna Szwajcarka. Nie da się również ukryć, że przepracowanie lekarzy wpływa negatywnie na jakość ich pracy, kto z nas chciałby być operowany przez chirurga, który nie spał od 30 godzin? Z troski o własne życie nie wsiedlibyśmy do autobusu prowadzonego przez kierowcę, który od 3 dni jest w pracy, nie pozwalajmy więc na istnienie w Polsce systemu, który eksploatuje lekarzy do tego stopnia – skoro kierowca ma tachograf ograniczający godziny jego pracy i wręcz wymuszający odpoczynek, tym bardziej powinien mieć go lekarz.

Chybiony jest według mnie również argument, że etat rezydenta może być opłacany nisko, ponieważ istnieje możliwość dorabiania na dyżurach i w przychodniach – niemal każdy człowiek pracując 300 godzin miesięcznie osiągnie satysfakcjonujące zarobki – pozostaje pytanie o jakość tej pracy, zdrowie psychiczne i fizyczne pracownika. Zakładając fartuch nie przestajemy być ludźmi z podstawowymi potrzebami fizjologicznymi.
Jeśli chodzi o przesypianie dyżurów – wszystko zależne jest od oddziału i miasta, w którym znajduje się szpital. W praktyce na dużurującego spada często gro „papierkowej roboty” z danego dnia. Naprawdę często zdarzają się dyżury, że nagłych przyjęć, konsultacji, nie mogących czekać zabiegów jest tak wiele, że lekarz nie ma czasu iść do toalety, o śnie nie wspominając – proszę przy tym pamiętać, że w czasie dyżuru jest się po całym dniu pracy, a często następnego dnia również trzeba zostać w szpitalu.

Zdarzają się też oczywiście nieco spokojniejsze noce – proszę mi jednak wierzyć, że dyżurowej drzemki nie da się porównać do snu w domu – w każdym momencie możemy zostać wybudzeni i musimy być natychmiast gotowi do podejmowania decyzji na wagę ludzkiego życia.
Wynagrodzenia są różne, w zależności od miasta i sytuacji, lekarze rezydenci są niejednokrotnie zmuszani do brania dyżurów za złotówkę. Ostatnio dyrektor szpitala w Międzylesiu, dr Jarosław Rosłon, twierdził, że płaci rezydentom 100 zł za godzinę dyżuru – internet szybko zweryfikował tę informacje, lekarze z tego szpitala zamieszczali w sieci zdjecia pasków wypłaty – na dyżurze zarabiają 19zł/h.

TAK BYŁO OD DŁUGIEGO CZASU, DLACZEGO WIĘC LEKARZE POSTANOWILI TERAZ ZASTRAJKOWAĆ?

Środowisko miało duże nadzieje związane z obecną władzą, która obiecywała zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia.
Jeszcze jako prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, minister Radziwiłł przedstawiał propozycje zmian niemal identyczne z tymi, które my wysuwamy
obecnie. Zdrowie Polaków jest niedofinansowywane już od wielu lat, strajki nie są kwestią sprzeciwu wobec tej czy
innej partii – doszliśmy po prostu do momentu, w którym tak duże braki kadrowe i niski procent PKB przeznaczanego na
ochronę zdrowia stanowi realne zagrożenie dla obywateli naszego kraju.
O nieprawdziwości oskarżenia, że protest Porozumienia Rezydentów jest wymierzony w obecną władzę, może świadczyć fakt, że
lekarze strajkowali już niejednokrotnie we wcześniejszych latach, na przykład za rządów Platformy Obywatelskiej, gdy ministrem
zdrowia był Bartosz Arłukowicz, odbywał się protest lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego.

Co będzie można zmienić, kiedy zostanie spełniony zostanie główny postulat, to znaczy dofinansowanie Służby Zdrowia?

Kodeks etyki lekarskiej zobowiązuje nas do leczenia zgodnie z aktualną wiedzą medyczną, co wręcz uniemożliwia nam obecny poziom finansowania ochrony zdrowia i braki kadrowe.
Przed kilkoma tygodniami w dużym klinicznym szpitalu byłam świadkiem jak młoda kobieta, ledwo idąca, cierpiąca z powodu bólu wielu stawów dostała termin konsultacji w poradni oddalony o 4 miesiące, ponieważ brakuje reumatologów. Skutkiem będzie niepotrzebne cierpienie tej dziewczyny, mniejsze szanse na jej
całkowity powrót do zdrowia – na przykład w przypadku reumatoidalnego zapalenia stawów szybkie wdrożenie leczenia jest kluczowe dla osiągnięcia remisji choroby. Brak odpowiedniego postępowania już na początku oznacza zarówno tragedię tej pacjentki, jak i podwyżone koszty
jej opóźnionego leczenia w przyszłości, wydłużające się zwolnienia z pracy, rentę zdrowotną. W efekcie z powodu braku pieniędzy w systemie, jak w przysłowiu, że biedny dwa razy płaci, tracimy my wszyscy.

Na przykładzie tej sytuacji widać też kolejny problem – brak dostępu do rozdzielanych przez Ministerstwo Zdrowia miejsc rezydenckich w wielu obszarach medycyny, we wspomnianej reumatologii w województwie dolnośląskim nie przyznano w ostatnim naborze żadnej rezydentury, tak samo jak w dziedzinach na przykład w alergologii, dermatologii, urologii. Utworzono jedno miejsce rezydenckie z endokrynologii, a kolejkido poradnii endokrynologicznych wynoszą kilka lat, to prawdziwy dramat.

Niezwykle przeszkadza nam również biurokratyzacja ochrony zdrowia. Pacjenci w poradniach zapisywani są co ok. 10 minut – wypełnianie dokumentacji, wypisywanie zaświadczeń i recept zajmuje 7-8 minut. W czasie pozostałych 2-3 minut musimy pacjenta zbadać, ocenić problem i zaproponować leczenie. To nierealne, medycyna nie powinna być praktykowana w sposób, jaki wymaga od nas obecny system.
Z uwagi na wymienione niżej problemy większość rezydentów rozważa wyjazd za granicę. Znany mnóstwo takich osób, mój narzeczony właśnie zaczął w Niemczech specjalizację z radiologii, na co w Polsce nie
miałby szans. Prawdę mówiąc, jeśli sytuacja się nie zmieni, ja też nie planuję nawet aplikować na rezydenturę w Polsce. Polscy lekarze za granicą radzą sobie bardzo dobrze, czują się doceniani, chwalą sobie
warunki pracy i zarobki, kilkukrotnie przewyższające te w kraju. Wracają nieliczni, raczej ze względów prywatnych niż zawodowych. Większość, my także, jest jednak zgodna,
że wolałaby leczyć w Polsce i wróciłaby albo przestała rozważać imigrację, gdyby zwiększone finansowanie ochrony zdrowia pozwoliło nam na pracę w godnych warunkach.
Ja byłam na praktykach w Dreźnie i najbardziej uderzyły mnie takie może prozaiczne, ale istotne różnice: smaczne, pełnowartościowe posiłki dla pacjentów (w Polsce
wstydzę się, gdy widzę co pacjenci dostają na talerzach), mydło, środek do dezynfekcji i papierowe ręczniki w każdej sali, pełne dyspozytory z wodą na szpitalnych
korytarzach. Lekarze mają dużo więcej czasu każdego pacjenta, a po dyżurze istnieje obowiązek udania się na odpoczynek do domu.

W Niemczech dąży się do ułatwienia pracy lekarza, wykorzystania jego wiedzy specjalistycznej do uzyskania jak najlepszego poziomu leczenia pacjenta, a nie, jak
bywa w Polsce, do pracy administracyjnej, biurowej i rozwiązywania wielu problemów, którymi mógłby się zająć ktoś inny, np. szukania pościeli dla nowo przyjętej osoby
(tak, w naszym kraju mamy nawet sytuacje, że z braku pieniędzy nie ma w szpitalu poszew na poduszki i kołdry). Na jego oddziale jest zatrudniona sekretarka medyczna,
która spisuje opisy badań – my nagrywamy je na dyktafony – dzięki temu są w stanie opisać więcej tomografii i rezonansów niż radiolog w Polsce, to usprawnia pracę i redukuje koszty. To przykład pokazujący, jak gorzej wykorzystywany jest czas lekarzy. Mimo, że personelu brakuje bardzo, nie tylko lekarzy, ogromny problem jest też w pielęgniarkami. Ciężko mi nawet wskazać dziedzinę, w której nie brakuje personelu. Dramatyczny brak anestezjologów powoduje, że kobiety w Polsce nie mogą rodzić siłami natury bez bólu, tak jak w całym cywilizowanym świecie – po prostu nie ma ich kto znieczulać. Na opis rezonansu albo badanie histopatologiczne wycinka pobranego w czasie operacji (obie procedury decydują o konieczności i zakresie leczenia
onkologicznego) trzeba czekać kilka tygodni. Przykłady można niestety mnożyć.

Wiążę wielkie nadzieje z Protestem Rezydentów, a niedługo, mam nadzieję, Protestem Porozumienia Zawodów Medycznych. Nie chcę wyjeżdżać, marzę o tym, by zostać w Polsce, ale chcę też mieć czas i pieniądze na szczęśliwe życie rodzinne, tym bardziej, że spodziewam się dziecka. Ufam, że Polacy zrozumieją, że nasz protest jest w interesie nas wszystkich.

via: http://medycynanalatwo.pl/list_mlodej_lekarki/

263 wyświetlenia
6 tekstów
0 obserwujących
  • fyrfle

    22 October 2017, 23:00

    Przeczytałem na razie z połowę może, do Arłukowicza i sobie myślę, że nie ma tu nic czego nie wie opinia publiczna, a jak się odniesie autorka do twierdzenia ministra Morawieckiego, że w służbie zdrowia pieniędzy jest dość, tylko lekarze je rozkradają? Wasze żądania? Gdybyście zażądali 200 - 300 złotych podwyżki, to byłoby to do przełknięcia, a tak to kolejna odsłona zamachu stanu jest totalnej opozycji - tak ja uważam. Sama autorka pisze, że okradają Was dyrektorzy szpitali i traktują jak smieci, a kim są jak nie lekarzami. 6 tysięcy złotych, to jest moim zdaniem zarobek dla lekarza z 25 - 30 letnim stażem pracy. Ordynator tysiąc więcej i ani grosza więcej. A co do godzin pracy, to znowu dyma Was Wasz system, który tworzą lekarze. Tu akurat uważam, że trzeba wpuścić emigrantów i rodzi się pytanie czemu szkolnictwo jest tak mało wydajne? Znowu pewnie jakieś interesy profesorów lekarzy. Na razie tyle.

  • 22 October 2017, 18:51

    Bardzo długi tekst jak dla mnie. Zazdroszczę celu i zaangażowania. Pozdrawiam.