Muszę Ci coś wyznać... Zapomniałam już Twoją twarz. I głosu też przypomnieć sobie nie mogę. Nie pamiętam, jak smakują Twoje usta i jakich perfum używasz. Minęło tyle dni od ostatniego spotkania... Czas nie stanął w miejscu. Przeciwnie- pędził, jak szalony maszynista po torach życia. A ja jakoś żyć musiałam. I żyłam. Tyle, że już bez Ciebie. Mknęłam do przodu popychana szturmem niezaplanowanych sytuacji, przygód, wyzwań i znajomości. Dni mijały nieubłaganie... Żadnego nie udało mi się zatrzymać na dłużej. Pokonywałam razem z maszynistą losem kolejne stacje na drodze życia. Pędziłam, aż zatarłam pamięć o Tobie. Zostały śladowe ilości wspomnień, które nawet poukładane, przypominają bezkształtną masę. Zostawiłam daleko za sobą pogorzelisko naszych dusz straconych pod wpływem kiepskich uczuć. A dziś... po tylu miesiącach znów tam wracam. Do miejsca, które i mnie już nie pamięta. Do miejsca, w którym wiele czasu temu dokonaliśmy straszliwej zbrodni zabijając miłość. Chcę sprawdzić, czy chociaż jedną z tych dusz da się jeszcze uratować.
Nie mogę Ci obiecać, że to wszystko, co minęło, kiedyś jeszcze sobie przypomnę. Że powrócą dotyki, smaki, obrazy, fuzje zapachów, które mi się z Tobą kojarzyły. Zamykam oczy, wysilam umysł, ale to nie wraca. Myślę, że uśmiercona przez Ciebie, moja dusza mogła zabrać to wszystko ze sobą. Spłonęła, jak nasza miłość... A wraz z nią pamięć o Tobie...