Menu
Gildia Pióra na Patronite

Nigdy niewysłany list

pannaB

pannaB

Jestem zmęczona. Bardzo. Wieczorem nie potrafię rzucić się bezproblemowo w objęcia Morfeusza, a gdy już w nie wpadnę, różanopalca Jutrzenka nie potrafi mnie bezboleśnie z nich wyswobodzić. Kotłują się we mnie miliony emocji. Nie potrafię, albo nie chcę ich uwolnić. Sama już nie wiem, jak to jest. Od dłuższego czasu mówię sobie, że potrzebuję wieczoru na płacz. Chcę eksplodować emocjami. Zawsze jednak coś mi przeszkadza. Mój stan dławi mnie od środka. Za każdym razem wynajduję sobie nową wymówkę, by nie płakać. Myślę o tym, jak będę wyglądać następnego dnia rano z zapuchniętymi oczyma i opadającą powieką, którą odziedziczyłam po matce. Skąd tyle się ich we mnie wzięło? Kto by pomyślał, że zaledwie dwudziestoletnia kobieta (jeśli można mnie tak nazwać) potrafi mieć ich aż tyle? Kotłują się one w mojej nie do końca dojrzałej jeszcze piersi. Nie pozwalają zaczerpnąć pełnego, satysfakcjonującego oddechu. Z każdym wpompowaniem powietrza w płuca przybywa negatywów. Oprócz tego czuję w piersiach pustkę. Nie potrafię niczym jej wypełnić. Oddech nie przynosi ulgi. Ponownie staram się zaczerpnąć powietrza i czuję jakby było tam jeszcze bardzo dużo przestrzeni do wypełnienia.

Starałam się znieczulać chemicznie. Alkohol jest moim towarzyszem dnia codziennego. Tak samo jak krótkie małe rureczki wypełnione tytoniem. Niszczymy się nawzajem i wzajem. Jedno zaciągnięcie, dwa… szóste, w końcu przestaję liczyć. Wiem tylko, że moje życie skróciło się o kolejne pięć minut. Innowacją w chemicznych znieczuleniach była ucieczka w THC. Lufka, nabicie, podpalenie, zaciągnięcie, wstrzymanie oddechu, podróż. Podróż w swoją podświadomość. Ukojenie nerwów. Dlaczego dziwi Cię, że sprawia mi to przyjemność? No przecież jestem ćpunką! Przecież sam miałeś czelność mi to wygarnąć. Niestety czasem podróże nie kończą się tak jakbym chciała. „Bad trip” jest największym rozczarowaniem jakie przeżyłam. Podróże psychodeliczne przy dźwiękach Lamb, lub Dyjaka.
Tak swoją drogą Marek Dyjak jest moją nową miłością muzyczną. Tworzy coś na pograniczu poezji śpiewanej, bluesa i jazzu. Wyobraź sobie jak to jest odbierać tyle bodźców jednocześnie. Znieczulona alkoholem, odurzona THC, dodatkowo w płuca wprowadzam miliony substancji smolistych i dwutlenku węgla, który dodatkowo mnie ogłupia, a Dyjak śpiewa jeszcze o niespełnionej miłości. Wiesz? Ludzie mówią, że najsilniejsza miłość to ta nieodwzajemniona. Przekonałam się po tej krótkiej przygodzie z Tobą, że jest to cholerna prawda. Mówi się także, że prawda nawet ta najbardziej bolesna jest lepsza niż kłamstwo. Z tym absolutnie się nie zgodzę. Wolałabym dalej żyć w cudownej nieświadomości, Twojego kłamstwa związanego z Twoimi uczuciami do mnie, niż usłyszeć, że mnie nie kochasz. Tak po prostu przez telefon.
Zabawne. Z tego co zauważyłam, jesteś osobą mówiącą o wielkich ideałach. W zachowaniu jednak nie widać po nich śladów.
Za każdym razem zaczyna się tak samo. Krótki telefon od mojej najlepszej przyjaciółki Marty z zapytaniem, czy przypadkiem nie mam ochoty na spacer. Mam. Mam zawsze ochotę na cholerny spacer z Martą. Nie raz widziała jak sama siebie niszczyłam, z powodu wielkiego zaufania do ludzi. Jak można to nazwać? Łatwowiernością? Ufnością? Czy zwykłą głupotą? Mimo tych zawodów nie straciłam wiary w ludzi. Nie stałam się zgorzkniała. Chociaż są chwile, gdy nienawidzę wszystkich i wszystkiego. Sądzę, że każdy z nas ma czasami przeżywa takie momenty.
Zastanawia mnie jedno J. Czy wiesz, że to wszystko Twoja wina? Piszę do Ciebie list, na tym bezpłciowym papierze. List, który nigdy do Ciebie nie dotrze, bo postanowiłam w końcu unieść się dumą, po tym czasie, w którym dawałam grać na swoich uczuciach. A to rzecz, której nienawidzę najbardziej na świecie. Moje uczucia są rzeczą, z której nikt nie ma prawa czerpać samolubnych korzyści. Dlaczego to zrobiłeś? Czy w jakiś sposób podniosło to Twoje mniemanie o Tobie? Cholernie zastanawia mnie to, jak się czujesz z tym wszystkim. Już raz wcześniej dostałeś jeden list ode mnie. Ten zostanie u mnie. Nie widzę sensu wysyłania listu, który i tak wyląduje w koszu, bez żadnej refleksji nad nim. Pamiętam kiedy dostałeś mój pierwszy list. Było to 24 kwietnia 2013 roku, to był dość chłodny czwartek, siedziałam u siebie na stancji, w czarnej koszulce i w krótkich spodenkach. Jak zwykle siedziałam pod kaloryferem i myślałam nad naszym spotkaniem, które miało się odbyć następnego dnia. Było dużo łez. Zarówno z Twojej jak i mojej strony. Mojej dlatego, że cierpiałam i darzyłam Cię niesamowicie wielkim uczuciem. A z Twojej? Nie wiem. Pewnie tylko szczepionki namieszały Ci w głowie. A Ty namieszałeś dla mnie. Znowu dałam się nabrać. Już po raz kolejny. Zawsze wydawało mi się, że należę do dziewczyn, które nie dają się tak łatwo oszukać. Zdradź mi ten sekret, jak udało Ci się zrobić to aż tyle razy?
Pamiętam jak się poznaliśmy, to wszystko zaczęło się tak niewinnie i pięknie. Współczesna rzeczywistość. Poznaliśmy się przecież przez Internet. Czy nie zastanawiało Cię kiedyś, dlaczego akurat Internet jest tym współczesnym medium miłości? Dlaczego tak się stało? Przecież to jest takie proste, by poznać się w każdy inny sposób. Wystarczy podejść i się przedstawić, a później jakoś leci. Nie uważasz, że współczesne interakcje międzyludzkie są w znacznym stopniu zaburzone? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego duża liczba osób nie potrafi odnaleźć się poza binarnym światem?
Mam pewną hipotezę na ten temat. Hipotezę, dlaczego dużo par poznaje się w świecie wirtualnym. Myślę, że ludzie przede wszystkim boją się odrzucenia. Boją się pokazać przed innymi, bez maski widocznych liter i często poprawionego w photoshopie zdjęcia. Istnieje jeszcze druga opcja. W realnym świecie najzwyczajniej nie zwrócilibyśmy na siebie uwagi.
Jednak my wybraliśmy wirtualną rzeczywistość. Po kilku rozmowach z Tobą wiedziałam, że świetnie będziemy się również dogadywać także w tym pozawirtualnym świecie.

3378 wyświetleń
4 teksty
0 obserwujących
  • WilceeQ`

    17 June 2013, 14:14

    Znam ten sposób krzyku bardzo dobrze ;) Na raz nie wszystkie myśli i słowa da się okiełznać - dlatego warto przed umieszczeniem czegoś gdziekolwiek, rzucić na to drugi raz okiem a jeśli obawiamy się, że nam jakoś umknie - można zapisać nie publikując póki sami nie sprawdzimy swych błędów. Sama stosuję - pomaga jakoś pookładać myśli po pierwszej fali...
    No ale nic, nie zawracam już ogonka, spokojnego dnia ;)

  • pannaB

    17 June 2013, 12:33

    Dziękuję za bardzo wyczerpujący komentarz. List jest prawdziwy, adresowany do pewnej osoby. Sam tekst narodził się podczas 15- minutowej drodze pociągiem, gdy byłam zdruzgotana. Dlatego jest też taki nieskładny. Po prostu płynął z serca. Wiem również, że THC jest tylko składnikiem oraz, że nie ma po nim "tripów". Po prostu chciałam przelać swoje emocje na papier.
    Jeszcze raz dziękuję :)

  • WilceeQ`

    17 June 2013, 11:20

    W kilku zdaniach zmieniłabym szyk wyrazów - jednak to wyłącznie moje zboczenie. Jedyne do czego mogę się "przyczepić" - to jeśli to list, zabrakło w nim odpowiedniego wstępu i zakończenia (mimo tego, że nigdy ni zostanie wysłany)

    Ah i jedna mała uwaga THC samo w sobie nie jest narkotykiem, to wyłącznie składnik zawarty w marihuanie, więc jego samego, jakby nie da się palić. Ponadto należy do lżejszych "narkotyków" i paląc go nie ma "tripów" - oddziałuje on natomiast na humor, czasem różnorakie myśli, jednak nic wzrokowego. Choć "podróż" może być wyłącznie umysłem, jeśli taki był zamysł - mimo to niekoniecznie da się uzyskać podobny skutek.

    Sama "problematyka" wciągnęła mnie, mimo banalności, być może jest mi za bliska... Być może pozwoliła pomyśleć i zastanowić się nad kilkoma sprawami... Sama do końca nie wiem, może kiedy przełknę jego posmak odkryję nowe wnioski...

    Pozdrawiam