Menu
Gildia Pióra na Patronite

Do Ciebie, Kochany...

Coraz częściej widuję Cię w swoich wyobrażeniach odwróconego do mnie plecami. Odchodzącego. Uciekającego od życia ze mną. Nie potrafię Cię powstrzymać. Twoja sylwetka zmniejsza się, jej kontury poczynają zanikać, aż w końcu tracę ją zupełnie w ciemności. Nie mogę wyobrazić sobie życia bez Twojej osoby u mojego boku. Nawet nie chcę zastanawiać się jak smakuje to życie bez Ciebie. Nagle, tak po prostu w mojej głowie pojawia się pustka. Ciemna otchłań wypełniona nicością. Ta wizja jest tak rzeczywista, że aż niemal czuję Twój zapach, ulatniający się powoli z mojego ciała, moich ubrań, mojego mieszkania. Czuję wilgoć i stęchły zapach kurzu opuszczonego domu. Po moim ciele przebiega dreszcz przerażenia pobudzony świadomością samotnego życia. Na samą myśl, że pewnego poranka obudzi mnie okrutna myśl, że tego dnia nie będę już odliczać godzin oraz minut do Twoich odwiedzin, robi mi się tak cholernie zimno i słabo. W moim gardle rośnie ogromna gula, którą przełykam z trudnością i ponownie staram się wyrzucić ze swej głowy takie myśli. Mimo iż zakończone są one powodzeniem, za jakiś czas rozpoczynam walkę na nowo. One zawsze wracają. Wytłumacz mi, proszę, dlaczego. Skąd u mnie takie obawy? Co budzi we mnie strach przed twoim odejściem? Dlaczego są one aż tak natrętne? Dlaczego właśnie teraz atakują mnie z taką mocą? I wiesz, Kochanie, twoje zapewnienia o miłości do mnie niewiele pomagają… Uspokoją moją czujność na moment, zaledwie krótką chwilę. Tak bardzo chciałabym odzyskać wiarę, którą moje serce było przepełnione przecież nie tak dawno temu… Kiedyś nie analizowałam wypowiadanych przez ciebie słów. Nie zastanawiałam się nad ich prawdziwością. Po prostu wierzyłam, tak bezwarunkowo. Co spowodowało tą zmianę? Dlaczego wszystkie moje zmysły tak nagle wyostrzyły się w poszukiwaniu czegoś, co doprowadziłoby mnie na jakiś ślad, że jednak się nie mylę, że naprawdę mnie opuszczasz. Twoje krótkie „kocham cię, naprawdę” już nie wystarcza. Rodzi się natomiast coraz więcej wątpliwości. Uratuj nas. Póki nie jest jeszcze za późno… Jesteś dla mnie tym wszystkim, czego naprawdę w tym marnym życiu potrzebuję. Kocham Cię. Cała jestem przepełniona uczuciem do Ciebie. Miłością tak czystą, tak nieskazitelną, że aż nie sposób to sobie wyobrazić. Nic więcej może dla mnie nie istnieć poza Tobą. W Twojej obecności nie liczy się dla mnie pozostały świat zarówno znajomych, jak i słów wyrzucanych od niechcenia w moją stronę, lecz otwiera się świat zwany Darkiem. Moim Darkiem. Chcę byś był już na zawsze. Inaczej spadnę, rozbiję się, zabijesz mnie od środka. Skoro potrafiłeś przyzwyczaić mnie do takiego życia u swojego boku, pozwól mi tam pozostać. Bo czuję, że właśnie to miejsce, z Tobą, przy Tobie, na Tobie i pod Tobą, jest właśnie moim miejscem na ziemi. Niczego więcej nie pragnę. O nic więcej nie dbam. Tylko o naszą miłość. Może jednak niedostatecznie dobrze, skoro nie opuszcza mnie wrażenie, że Cię tracę… A może nie potrafię uwierzyć, że ktoś może mnie tak kochać, jak podobno Ty. Może nie zasługuję na taką miłość? Może powinnam odejść? Pomóż mi. Wznieć we mnie nadzieję, która przeradzając się we wszechogarniającą radość, zajmie miejsce strachu, a wraz z nim wszystkich znaków zapytania.

7931 wyświetleń
92 teksty
18 obserwujących
  • 11 August 2012, 11:54

    A czy jedno wyklucza drugie? Miłość to utrapienie. Zawies na nim wzrok i przypomnij sobie jak bardzo go kochasz. Jak bardzo wtedy jak bardziej dziś.

  • 10 August 2012, 22:37

    Spojrzałam teraz na to z Twojego punktu widzenia i nie potrafię się z Tobą nie zgodzić. Uspokoiłam się już nieco i zaczęłam wierzyć, że jest właśnie tak jak mnie przekonujesz, że kocham prawdziwie więc analizuję. Paraliżował mnie ten strach i przestałam chyba myśleć dość racjonalnie. No cóż, wydaje mi się, że takie są właśnie uroki miłości... A może utrapienia? Hmm...

  • 10 August 2012, 16:32

    Zawsze jak zaczynam wątpić, dochodzi do mnie jeden zasadniczy wniosek: "Zaczęło mi na prawdę cholernie zależeć". Miłość jest chorobą, a im większe i boleśniejsze jej objawy, tym silnijesza, wieczna.. może nawet śmiertelna. A kto z zakochanych, nie chciałby umrzeć właśnie z miłości? Jeśli człowiek wątpi, to znaczy, że zaczyna swiadomie w to wierzyć. Wiara bez chwil załamania, jest bezpłciową formą zajęcia wolnego czasu. Jeśli zaczynamy myśleć, wówczas wątpimy. Bo tylko te idee, która jesteśmy w stanie poddawać wielokrotnej analizie, są prawdziwe, szczere do szpiku kości. Taka jest miłość, wiecznie analizująca się, aktualizująca, bolesna i pełna niepewności.

    A co do wyrzucania z siebie, rób to częsciej bo jesteś autentyczna
    agoraa.

  • 10 August 2012, 12:45

    agoraa, Twoje wnioski zawsze napawają mnie wiarą i nadzieją. Poczuciem, że wszystko się potoczy po mojej myśli, że wszelkie obawy są bezpodstawne i należą tylko do niepotrzebnych wymysłów. I tym razem nie było inaczej.... dziękuję Ci.

    Albercie, może masz rację. Nie, na pewno masz rację. Na miłość zasługuje każdy, a moje rozmyślania nad tym i wszelkie analizy, podniecają tylko rosnący we mnie niepokój. Jednak to przytłaczające uczucie spowodowało, że musiałam to nareszcie z siebie wyrzucić. Moje obawy co prawda nie zelżały, jednak czuję iż to tylko przejściowy okres, że już niedługo nieco ujarzmię swe niespokojne myśli.

  • Albert Jarus

    10 August 2012, 09:07

    Na miłość zasługuje każdy, jednak zrozumienie co jest dla nas dobre, niszczy te wyobrażenie i popadamy w otchłań rozmyślań...

  • 10 August 2012, 07:23

    Miłość jest do wtedy do kiedy niepewność
    Przyzwyczajenie, gdy pewność już nadmiar.

    Kochaj dalej tak silnie i pięknie.

    pozdrawiam, agoraa !