Menu
Gildia Pióra na Patronite

OGRÓD RODZINNY. PRZYJACIEL(recenzja filmu)

fyrfle

fyrfle

Rok 1939 Czechy. Mężowie zostają aresztowani za działalność konspiracyjną, a żony(trzy siostry) zostają pod opieką przyjaciela mężów, którego ci nie wydali na torturach. Dalej obserwujemy zmagania się tych kobiet z całokształtem życia w czasie okupacji. Wychowują dzieci, starają się przeżyć bombardowania i poniżenie, kochają dzieci siebie wzajem i mężczyznę na którego skazał ich wojenny los, jedne miłością przyjacielską, a w drugich rozkwita uczucie prawdziwej miłości.

Co mnie mocno uderzyło w tym filmie? Świat, którego w Czechach już prawie nie ma, a więc cudny rodzinny żarliwy katolicyzm. Krzyże w pokojach domowych i w prywatnych gabinetach lekarskich, krzyże w gabinetach państwowego szpitala. Cudne dziecięce i dorosłych modlitwy przed snem, przed posiłkiem i na tej bazie budowanie rodzinności i stosunków społecznych. Ciekawe czy scenarzysta w kolejnych częściach trylogii pamiętał, żeby ukazać jak katolicyzm został z Czechów wykorzeniony, że kościoły są puste, a w ich sercach króluje hedonizm, zaś cmentarze zamieniono na place zabaw i wszystkie ciała są obowiązkowo kremowane. Czesi chyba w prawie sześćdziesięciu procentach nie chowają swoich bliskich i robi to gmina.

Film bez serwowania okrucieństwa na ekranie ukazuje znakomicie dramat okupacji niemieckiej i bestialstwo okupantów, jak i później wstęp do kilkudziesięcioletniej okupacji Sowietów i ich zauszników. Zamiast scen drastycznych, to subtelne oskarżenie przez scenę w piwnicy, czy przejazd Rosjanina na koniu po całym domostwie. I zakamuflowane pokazanie jak Niemcy dzisiaj odwracają kota ogonem przez Niemkę, która nie chce opuścić mieszkania po wojnie. Narracja Niemiecka w sumie nie zmieniła się o jotę od czasu zajęcia Czechosłowacji. Tym czy innym sposobem realizują DRANK NAHT OSTEN. Oglądając ten film zastanawiałem się nad rolą Boga. Patrząc na relacje choćby czesko-niemieckie, to zdaje się, że Bóg trzyma nie stronę wierzących weń, tylko tych poukładanych, idących po cudze jak po od zawsze swoje.

Jeden z bohaterów filmu wygłasza taką kwestię, że nie planuje, bo wtedy życie nie może go rozczarować. Żyje służąc innym, siebie stawiając na drugim planie swojego losu. Przegrywa. Przegrywa wszystko. Może Bóg nie znając naszych planów nie jest skłonny wspierać losu, który nie ma podstawowych założeń i celów?

Jeden mężczyzna trzy kobiety. Namiętności muszą buzować, hormony powodować wiele łez wylanych skrycie nocami w poduszkę. Miłość zamiast kwitnąć musi poddać się zakazowi, zakazowi, który być może w Czechach wyzwolił pokłady nienawiści do okowów zasad religijnych, że nastąpiła rewolucja, w której naród ten ukrzyżował i spalił religię katolicką, a zamiast tego powołali Czesi religię weekendów w sanktuariach, którymi są dacze, a modlitwą i rytuałem jest grillowanie i jedzenie, picie, śmiech, dobra zabawa, ale spokojnie - nadal są rodzinni i zachowali odrębność narodową.

Czechów postrzegamy w Polsce jako tchórzy, a oni też walczyli i ginęli, ale nie są zbiorowymi samobójcami jak Polacy. Potrafią rozmawiać i porozumieć się z wrogiem, bo najważniejsze jest życie. Żyjąc można dbać o rodzinę. Tylko żywy naród ma szansę na przetrwanie kataklizmów i dalsze życie we względnym dobrobycie. Tego myślenia zabrakło Polakom w czasie drugiej wojny światowej.

Scenarzysta i reżyser pięknie naprowadzają nas na przekaz zawarty w filmie i zostawiają wiele swobody w interpretacji losów bohaterów, jak ten taniec Bedrziszki z doktorem i zaraz potem jej dołączenie do biesiadujących sołdatów czerwonej armii. Naprawdę z biegiem chwil rozumiemy, że uczestniczymy w uczcie kinomanów.

Jeszcze jest człowiek w scenariuszu, który reprezentuje klasycznego Czecha. Hoduje sobie kaktusy i kwiaty, i sprzedaje w przydomowym rodzinnym sklepie, żyjąc z daleka od problemów wojny i nie mieszając się w politykę, a już nie daj Boże w konspiracji, ale jego dom jest oazą spokoju, w którym mogą wojnę przeżyć rodziny tych, którzy walczyli z niemieckimi bestialskimi często najeźdźcami, a w jednej z ostatnich scen dowiadujemy się, że tak naprawdę wiedział, czynił, ale był największym mistrzem milczenia i kamuflażu.

Do filmu napisał jej autor wspaniałą muzykę ilustrującą sceny, podsycającą grozę chwil, namiętności. Obraz namalowany przez polskiego operatora jest również specyficzny, adekwatny do dramatu i miłości dziejącej się klatka po klatce. Montażysta zaś stworzył balladę z całości, która stopniowo bez szarż buduje nastrój i świadomość u widza uczestnictwa w ważnym wielkim kinie. Scenarzysta każe się zastanowić, każe poszukać, doszukać, myśleć, delikatnie rozpogadza, krzywi uśmiechem, sprawia, że wieczorem siedliśmy do herbaty i długo rozmawialiśmy o treści filmu, o pięknej sugestywnej grze aktorów, zwłaszcza drugoplanowego doktora i aktorki grającej Bedrziszkę. A reżyser dał się wyszaleć dzieciom we filmie i gęś też zagrała na Oscara - moim zdaniem - jedna z najlepszych ról zwierzęcych jaką oglądałem w kinie. Cieszę się, że czekają mnie jeszcze dwie odsłony tej trylogii i serdecznie polecam ten film i chwalę naszych, bo współprodukowaliśmy to dzieło, a pieniędzy dołożył też PISF - BRAWO!

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!