Menu
Gildia Pióra na Patronite

LENISTWO cz.1

fyrfle

fyrfle

Przychodzi baba do lekarza, a w gabinecie lekarz on line z pielęgniarką, ale w maseczce. Takie kawałki słowne na papier przelewa sobie człowiek, który pewnie mógłby coś robić, ale nie robi, bo ćwiczy mózg w powoływaniu takich figur rozumowych. Jest to po prostu współpraca intelektu z czasem wolnym od bata. Czas wolny od bata uzyskuje się wskutek życiowych wyborów lub dobrego urodzenia. Potem to już idzie bardzo łatwo, choć jednak nie ukrywajmy leniwy musi kochać i musi tę miłość mu ktoś odwzajemnić. Wtedy lenistwo jest swoją esencją.

Październik. Czas sprzyjający lenistwu. O osiemnastej następuje ciemność, czyli zaczyna się długi wieczór, który trzeba spokojnie, leniwie go wiodąc przeżyć. W tym celu przywołuje się duchową monodietę, czyli jest jak z krową mleczną w SHZZ w Wieprzu. Na przykład dają przez całą jesień i zimę kiszonki, aby mleko było tak bogate w treść, że będzie z niego mleko, śmietana ser i protesty wegan. Tak w przypadku człowieka leniwego, polega lenistwo na tym, że konsekwentnie, niczym biały niedźwiedź na Krupówki, wraca do lektury książek Jerzego Pilcha. Lenistwu potrzebna jest strawa, jak kawiorowi nosiciel, najlepiej ryba.

Leń, to mężczyzna leniwy, czyli taki, który w te ranki, przedpołudnia, południa, popołudnia, wieczory, noce, przedświty i świty, aż ze w schodami włącznie, mógłby być pracowity, czyli robić co powinno się robić, a przede wszystkim co chceta. Mógłby na przykład poświęcić czas samouctwu akceptowalnemu, które przybliżyło by go akceptacji, temu i tym, co poprawne i powszechnie zdefiniowane jako norma społeczna, i tak powinien wreszcie przyswoić średniówkę i rytm. Mógłby wydać rentę, a przynajmniej część emerytury na magisterium z filologii polskiej albo z położnictwa, ale on, jeśli już, to widać, że położył ambicje, a kontempluje lenistwo, spokojnie wkładając płytę kompaktową z muzyką Dire Straits do odtwarzacza, dając 6 stopień głośności z czterdziestu możliwych, a potem idzie do biblioteczki i jak zwykle sięga po "Upadek człowieka pod dworcem centralnym" , a potem siada we fotelu i przenosi się w świat ironii, złośliwości, pewnej zaplanowanej wyniosłości i śmieje się po raz enty z pomarańczowego holenderskiego luterskiego sera od braci lutrów z Niemiec, który bokiem wychodził Januszu Andermanowi. I tak do dwudziestej trzeciej z przerwaniem na kolację i zejścia do piwnicy w celu podtrzymania ognia pieca domowego, czyli klasycznego kopciucha, ale z duszą. Jest naukowo bowiem udowodnione, że termy gazowe, one nie mają duszy, bo mieć nie mogą, bo mają rosyjski gaz. Jak to powiecie? Rosyjski gaz i nie ma duszy? Przecież wszystko co rosyjskie ma dusze i to słowiańską, nawet to i ten oraz ta z Kałmucji, czy Abrecji. Dusze mają zwłaszcza matrioszki i rosyjski czarny kawior - dopowiem. A gaz rosyjski? A jemu duszę zabrał Schroeder, gdy został szefem rady nadzorczej Gazpromu, dlatego Polak rosyjskim gazem się nie ogrzeje, bo zaraz gryzie go czad kondominium i śmierdzi mu, że znów będzie pierwszy września, a za siedemnaście dni siedemnasty, więc musi się takie dictum skończyć kibitkami, branką i bydlęcymi wagonami.

Taki człowiek, który nie pracuje, tylko z dziką nabożnością leniuchuje, to on nie tylko wieczorem leniwie patrzy na świat i tworzy lenistwo, ale już przed świtem widzi i wie, że będzie się przyjemnie lenił, bo przecież wstaje nowy dzień, azaliż budzi się zorzami przedświtu. To se ziewnie, leniwie wyjdzie spod kołdry, pójdzie się wysikać, nawet bez kapci, bez szlafroka też i potem, jednak umytymi dłońmi zakłada szlafrok i idzie na taras, i cyka foty, tym pięknym konstrukcjom kolorowym na niebie, które są z chmur, światła i różnicy ciśnień powietrza. I tak se cyka do ósmej, jak słońce całkowicie wzniesie się ponad horyzont, a horyzonty są bogactwem naszego kraju. Każdy kto podróżuję myśląc, wie, że horyzonty są dobrem narodowym naszego kraju.

Wszakże lenistwo nie zwalnia nas z konieczności pewnych zauważeń. Poruszając bowiem zjawisko różnicy ciśnień, wiedzieliśmy, że nie o różnice ciśnień w krwioobiegach idzie. Albowiem dotknęliśmy różnicy w ciśnieniach mas powietrza. Nomen omen, wydaje się, że wiatr, to nie to samo, co wiatry i, że nie różnica ciśnień jest siłą sprawczą wiatrów. No dobrze. Pozostańmy przy klasycznym powietrzu. Każdy wie, że to azot, tlen i gazy cieplarniane, zapewne krzyczą ekolodzy i obrońcy bukatów na mięso wołowe. Paradoksalnie nie o azot w powietrzu rozchodzi się człowiekowi leniwemu w duchu. Najważniejszymi bowiem jest jemu azot zawarty w czarnej puszce z napisem Guinness. Bardziej cieszą go różne konsystencje azotu, a to w Kędzierzynie, czy w Puławach, które to pozwalają na mecenat nad zabytkami, ot na przykład kościołem św. Anny w Kazimierzu Dolnym.

Człowiek chwalący sobie lenistwo, to nie pójdzie choćby ćećować i nie pozwoli kapitaliście być sobą i zaprowadzać kapitalizm bandycki, bo on nie chce pracować za 1000 złoty na rękę za 300 godzin świadczonej ochrony, bo kapitalista wprawdzie mu płaci stawkę godzinowo zarządzoną przez rząd, ale potrąca mu za umundurowanie i rady jego do służby, że niewolnik dostaje te tysiąc złotych na rękę gaży za umowę o dzieło, bo jest artystą przecież w maestrii ćećostwa. Zatem człowiek mężczyzna leniwy duchem, wsiada do auta, przy czym kierowcą jest żona, która jedzie do pracy, oczywiście państwowej, bo państwowej może mniej, ale pewne i spokojne. Żona go podwozi i zostawia przed piekarnią. A człowiek leniwy wolnym krokiem bez maski, tylko z uśmiechem, wchodzi do piekarni i mówi - dzień dobry! Poproszę pięć dużych, mocno wypieczonych chlebów. Potem prosi jeszcze o ciemny chleb z owcami i jeszcze siedmioma ziarnami. Potem bierze torbę z chlebami i idzie do legendarnego parku z legendarnym zamkiem i tam wzrusza się naturą jesienną, ot choćby nie mogąc nacieszyć się widokiem pływających kaczek, w kanale, pod drzewami złotymi. Potem idzie se do innej cukierni, zamawia latte i gorącą drożdżówkę i siada, i wyciąga "Sieci" I wczytuje się, że póki co polskim ład i Polaków. Następnie idzie do miejskiego browaru, zamawia porządne mięsiwo na śniadanie i litr chmielonego dobrze piwa i kontynuuje lekturę pism, tym razem drąży przeciwnika, czyli umartwia się lekturą "Gazety Wyborczej". Wysika się i idzie do EMPIK-u. Zakupi Black Sabbath i coś z KSU i potem idzie do księgarni porozmawiać z katolickim sprzedawcą-właścicielem, poprzeglądać książki, nawąchać się ich specyficznego zapachu - kartek i twardych opraw, aby w końcu zamówić Rutheforda i Stefana Wiecheckiego. Między zamówieniami myśli sobie - czemuż to nie zamówisz Manna i Schulza albo Tołstoja, skoroś taki fan Pilcha? Może temu, że jak masz w domu prawie całą twórczość Pilcha, to w sumie masz tamtych.

297 747 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!