Menu
Gildia Pióra na Patronite

MOWA PTAKÓW(recenzja filmu)

fyrfle

fyrfle

MOWA PTAKÓW(recenzja filmu)

Wyobraziłem sobie po projekcji, że siedzą sobie przed komputerem lub przed ekranem kina domowego profesorzy i doktorzy filmoznawcy, socjolodzy, pedagodzy, psycholodzy, historycy i kto tam jeszcze, no i puszczają sobie ten film pstrykając co chwila pilotem i zatrzymując akcję, aby rozbebeszyć co zawiera każda scena i spróbować dojść co autor scenariusza miał na myśli. Czyli jest to nie lubiane przeze mnie kino autorskie, które wczoraj oglądało mi się ciężko, bo to typowe kino sobie, a muzom, czyli autor napisał scenariusz dla siebie, a reżyser realizował pomysł nie wiedząc co czyni. Syn wykonał wolę ojca przed śmiercią. Moim zdaniem takie filmy nie powinny trafiać jednak do kin, bo kino musi trochę bawić, a nie męczyć. Ten trafił, na szczęście w Żywcu jest kino studyjne i wraz z taśmą przyjechał reżyser i odtwórca głównej roli oraz jakaś filmoznawczyni i trochę nam to rozkminili po projekcji, co widzieliśmy, a nie rozumieliśmy na ekranie.

Jednak postaram się napisać co ja widziałem oglądając ten film. Tak, trzeba by było go obejrzeć kilkukrotnie żeby się wgryźć, czego nie zrobię ze względu na niestrawny sposób nakręcenia filmu. Operator może i się dobrze bawił z reżyserem i montażystą i coś tam sobie państwo udowodnili, ale widz się k.rwa męczył jak zabijana kopaniem sobaka.

Moim zdaniem film jest o Warszawie i miastach takich jak Poznań, Wrocław, Trójmiasto lub jeszcze Kraków, o mieszkańcach tych miast, gdzie strasznie żyje się tym co narzucają media, bo my tu na wsi wiemy, że ludzie z miasta pochodzą ze wsi i często prymitywu z nich nie wyplewisz, ale wiemy, że do prymitywu miasto wrzuca w człowieka agresję i chciwość więc powstają bestie, które potem głosują w wyborach, że dzisiaj w Warszawie ratusz jest jaki jest, całość warszawki jest jaka jest, więc nawet goowno nie wytrzymało i rozwaliło system, chcąc skończyć ze sobą i utopić się w Bałtyku. To opowieść o ludziach, których kreują media polskojęzyczne, czyli z chorymi ambicjami i chorymi psychicznie.Nie są to ludzie, których my tutaj znamy w sercu polskości, czyli nie są to ludzie małżeństw i rodziny oraz uczciwej codziennej pracy. No może postać Borysa Szyca - biznesmena bankowca z prowincji z sukcesem w wielkim mieście, który jeszcze ma pasję poza zawodową i przez nią naprawdę cieszy się życiem orazz ucieka od piekła domowego ogniska, w którego kotle pali wieśniara żona i jeszcze tępa jak moździeż.

Film jest o nauczycielach epoki III RP i systemie chorym, w którym wodzirejem jest sfrustrowane towarzystwo ludzi bez kręgosłupa moralnego i zwyczajnie bez ikry życiowej. Jeszcze są uczniowie, czyli bandyci według, moim zdaniem, Andrzeja Żuławskiego. Chyba muszę się zgodzić z mistrzem. Myślę, że ówczesny system edukacji wyzwalał w uczniach bandyteskę, a nie kształtował ludzi, którzy po liceum czy studiach pójdą do pracy, założą rodziny i będą jak Bóg przykazał wychowywać dzieci. Tamten system edukacyjny kreował cwaniaków, emigrantów, pustostany myślowe i biznesmenów tyranów oraz ludzi dla których życie drugiego człowieka nie miało żadnej wartości. I o tym ten film.

Film jest też rozprawą scenarzysty z Kościołem i księżmi, których autorzy pokazują jako rasę panów. Panów w interesie siermiężnej edukacji, w interesie unii kościoła z państwem, w interesie super kasty jaką są księża w państwie polskim. Krótko pisząc religia w szkole to klęska państwowości polskiej i co najgorsze system katolicki w głowach elit edukacyjnych i dzieci, to podziały w społeczeństwie i agresja, która nie ma umiaru w niszczeniu wolności, która żyje żywiąc się poniżeniem, pogardą i podporządkowaniem brutalnej sile. To zobaczyłem w tym filmie.

Polska w tym filmie to chaos, przemoc i ból. Ja myślę jednak, że jest to scenariusz napisany pod wpływem mediów i dyskusji w środowisku autora scenariusza i autorów filmu, które już zapomniało o prawdziwym prostym życiu, o tym skąd pochodzą, co jest w tym kraju najważniejsze.

Cóż? Film po nakręceniu którego autorzy jeżdżą po Polsce i opowiadają ludziom co też tam przeżywali na planie, że to dobra rola, bo ktoś się pokazał od strony aktorskiej, że ktoś komuś złożył hołd. I taak sobie rozmawiają reżyser z aktorem. Tylko że mi się zrozumiało jeszcze raz jak bardzo środowisko filmowe i aktorskie jest daleko od nas zwykłych ludzi. Bo gro bohaterów filmu to środowisko artystyczne, jacyś życiowi połamańcy, którzy po prostu nie umieją żyć i nie chcą się reguł uczciwego życia nauczyć, bo coś im się jarzy, że coś muszą zrobić, aby zaistnieć i żeby ich świat podziwiał, a my chcemy Tarantino, Zelenki, Eastwooda i Patryka Vegi czy Filipa Bajona, Smarzowskiego, Koterskiego, Dębskiej, czyli kina dla widza - pięknego, dobrego, wzruszającego, targającego po pejsach lub szczękach, z piękną muzyką i scenografią, rozśmieszającego. Generalnie porażka.

Mirosław

297 734 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!