Miłość - jak zauważył każdy, kto próbuje analizować ten temat, wymyka się sprytnie z wszystkich definicji, formułek i nie daje się zaszufladkować. Ty sobie myślę, że to dobrze, dzięki temu każdy z siedmiu miliardów ludzi ma ją dla siebie, taką skrojoną na jego miarę. Mnie ostatnio zaciekawiło powiedzenie " stara miłość nie rdzewieje". Zwykle odnosi się ono do pierwszej miłości. Wszystkiemu co było pierwsze nadajemy szczególne znaczenie, pierwszy dzień w szkole, pierwsza komunia, pierwszy pocałunek itd. Ten dreszyk emocji przed czymś nieznanym trudno zapomnieć. Ale czy tylko w tym rzecz ? Myślę, że pierwsza miłość jest na ogół taka najbardziej nasza, bo wolna od doświadczeń. Nie ma przeznaczenia, dwóch połówek pomarańczy, jabłka itd, złotej reguły, limitu w sercu, że tylko raz prawdziwe się zakochujemy. Problem jest w naszej głowie. Gdy mamy te naście lat i spotykamy " kogoś fajnego" nie myślimy " przez pryzmat oczekiwań otoczenia i doświadczeń: tamten miał fajniejszy samochód, ten ma za to lepsze mieszkanie, ale z tym mam tylko dwa orgazmy w tygodniu, no ale za to podobam się jego manie, ale z drugiej strony moje koleżanki zazdrościły mi tego poprzedniego, ale zna się na budowlance i mieszkanie mi urządzi, choć też tamten lepiej mnie rozumiał". W przypadku mężczyzn lista jest krótsza, chodzi zwykle o seks, akceptację hobby i zdanie mamusi. Gdy byliśmy zakochani pierwszy raz nie ważne są stereotypy: kto obiera ziemniaki, a kto przyprawia mięso, kto przybija gwoździe, a kto podaje deski, liczyła się każda chwila razem, wszytko co razem się robi daje mnóstwo radości, to była nasza miłość, skrojona dla nas. Teraz po latach pewnie nie da się wrócić do tego stanu, zwłaszcza gdy mieliśmy wielu partnerów. Mamy swoje doświadczenia i trudno uciec od nich, zawsze z tyłu głowy pojawić się może myśl, że z kimś w jakimś aspekcie było lepiej, ale czy nie na tym polega dojrzałość, że potrafimy wybrać czy zjeść ciastko, czy mieć ciastko, wybrać to co prawdziwie cenne ?
Pierwsza miłość, a może tylko zauroczenie była ładna i już prawie przy kości, ale nie interesowało ją moje romantyczne uczucie, wręcz platonicznej jeszcze, oparte na fascynacji i tym czymś..., więc po latach muszę powiedzieć, że była głupia i cyniczna, niestety potrzebowała drwala z "siekierą", więc cóż została tylko wspomnieniem i zasłużyła się socjologii...została nieletnią matką, ale kto wie, przecież może była naprawdę dobrą matką?