… gdy w 1905 roku, Albert Einstein ogłaszał swoją „Teorię Względności” (STW), nawet nie przypuszczał, że otworzył „Erę Rewolucji”. Rewolucji nie tylko w dziedzinie Fizyki, lecz również w dziedzinach nieraz dość odległych od Fizyki. Rewolucji w dziedzinach, wydawałoby się skostniałych, w których dominuje stagnacja poznawcza. Nagle się okazuje, że sztywne i nie pasujące do świata (a więc fałszywe) teorie stają się bardziej elastyczne. Możne je poddać ponownej analizie dowodowej. Wystarczy tylko zmienić punkt odniesienia, względem którego się je rozpatruje. Tak postąpił świat Fizyki z zasadą względności Galileusza i prawami elektrodynamiki. Zmiana mechaniki newtonowskiej, zmiana definicji energii i pędu oraz zastąpienie transformacji Galileusza, transformacją Lorentza zapewniło zgodność z elektrodynamiki i zasady względności...
… nie, nie chodzi o merytoryczną stronę zagadnienia „Teorii Względności”. Ta dotyczy tylko Fizyki i dziedzin z nią spokrewnionych. Rewolucję w innych dziedzinach wywołały pewne „uniwersalne” tezy zawarte w dziele A. Einsteina. Zwłaszcza dwie tezy. Ta mówiąca, iż „wszystko co nas otacza jest względne”, podlega względności. Oraz druga mówiąca, że „względność jest zależna od punktu odniesienia, względem którego odnosimy (rozpatrujemy) problem”. Te dwie tezy uwzględniono również w dziedzinie zajmującej się psychiką i psychologią ludzką… Zaczęto „badać” zachowania człowieka, jego potrzeby i możliwości również w powiązaniu z inaczej pojmowanym jego „EGO”. Nie tylko od strony instynktów gatunkowych, lecz również od strony psychologicznie głębszej, tej podświadomej. Ludzkie „EGO” nabrało cech bardziej uduchowionych kształtowanych również przez osobiste uczucia. I tutaj mała dygresja. Są osoby które nie uważają „miłości” za uczucia. Jednak „miłość” funkcjonuje na tym samym poziomie psychiki ludzkiej co np. „nienawiść” i inne uczucia. Dlatego jest umieszczana, według zasad typologii, w grupie uczuć. Trzeba by wskazać jej wyraźne cechy, różne od pozostałych uczuć, by stworzyć dla niej osobną grupę, podgrupę, czy inne miejsce w typologii zachowań psychicznych człowieka. Samo negowanie pewnych jej cech jest niewystarczające. Nikt z tego powodu nie będzie zmieniał całej typologii...
… wyobraźmy sobie, że znajdujemy się na planecie gdzie nie ma żadnych drogowskazów. Gdzie nie ma żadnych tablic informacyjnych. Gdzie nikt nikomu nie potrafi wskazać gdzie się znajdujemy. Gdzie znajdują się miejsca do których wędrujemy. By dotrzeć w konkretne miejsce potrzebujemy informacji. Potrzebujemy „punktu odniesienia”, o którym wiemy jaką ma nazwę. W którym kierunku się znajduje i jak wygląda. Zresztą nazwę możemy pominąć, może nadać swoją własną. Natomiast kierunek, jak znajomość wyglądu są nam niezbędne. Bez tego nie potrafimy określić czy idziemy do „celu”, czy też się od niego oddalamy. Być może właśnie się zbliżamy do „celu”, być może jest tuż za rogiem. A być może go właśnie minęliśmy i oddalamy się coraz bardziej…
… nie od dziś przyjmuje się, że to właśnie ludzkie „EGO” jest tym punktem odniesienia względem którego określa się nasze potrzeby i zachowania. W tym również uczucia i Naszą zdolność do ich okazywania w sposób, niekiedy dość daleki od „egocentryzmu”. Dlaczego od „egocentryzmu” a nie od „egoizmu”? Dlatego, że „egocentryzm” jest tą cechą ludzką, którą możemy u siebie „zlikwidować”. Natomiast „egoizm”, choćbyśmy nie wiem jak ograniczali, nie jesteśmy w stanie „zlikwidować”, jest nam potrzebny do życia. Różnic(*) pomiędzy nimi nie będę tutaj omawiał…
… zajmijmy się jednak „miłością”. Pomijając „miłość własną” i „narcyzm” (może coś pominąłem), których podstawą jest „egocentryzm”, „miłość” nie jest jednostronna. „Miłość” jest zawsze dwustronna. Zwłaszcza „miłość partnerska”. Jak kiedyś napisałem - „... prawdziwa miłość to najbardziej "egoistyczne" uczucie... zawsze czegoś chce tylko dla siebie... i za ten "egoizm" gotowa, z wzajemności, własne życie poświęcić…” Czymże jednak jest ta „miłość”, czego oczekuje i dać jest gotowa. To właśnie określa Nasze „EGO”. Jest Naszym punktem odniesienia, względem którego kształtujemy wizerunek „miłości”. Tego co oczekujemy po niej, i co jesteśmy w stanie okazać (oddać) za nią. No dobrze, lecz ten punkt odniesienia to tylko jedno, Nasze własne „EGO”. Taka „miłość” to „miłość egocentryczna”, a przecież „miłość” to uczucie dwustronne. To prawda, wpierw kształtujemy wizerunek „miłości egocentrycznej”. Lecz czy na pewno całkowicie „egocentrycznej”? Otóż nie. Na ten wizerunek ma wpływ to co wynosimy z domu rodzinnego. Im więcej tej „prawdziwej i uczciwej miłości” widzimy w domu rodzinnym, tym mniej Nasz wizerunek „miłości” jest „egocentryczny”. Im więcej „anomalii” w domu rodzinnym, tym bardziej Nasz wizerunek „miłości” jest „egocentryczny”. Życie rodziców obok siebie, zdrady, małżeństwo dla pieniędzy czy z rozsądku demoralizują Nam ten wizerunek „miłości”. Sorry panie i panowie, nawet tak (wydawałoby się) szczytny cel jak małżeństwo by posiadać potomstwo, źle wpływa na wizerunek „miłości” Naszych dzieci. Dzieci to dobrzy obserwatorzy, a każde Nasze słowa nie poparte konkretnym przykładem, wcześniej czy później potraktują jak kłamstwo. I kiedyś, nawet nie One same, lecz ich życie stanie się Naszym sędzią i katem…
… OK, mamy już jakiś wizerunek „miłości” której szukamy w życiu. Wróćmy więc na Naszą wyobrażoną planetę. Tym razem pustynną, gdzie szukamy „oazy” zwanej „miłością”. Czy znajdziemy? Owóż nie, nie mamy żadnych szans. Dlaczego? Bo takie miejsce nie istnieje. Nie istnieje „oaza” konkretnie umiejscowiona. Bo to My sami jesteśmy tą „oazą”. To My sami jesteśmy tą „miłością. A przynajmniej jedną z dwóch jej części. Drugą częścią są osoby, które na Naszej drodze stawia Opatrzność. Jak będzie ta „miłość” zależy od tego jakiego partnera, i dlaczego takiego partnera sobie wybierzemy. Nie wystarczy, że Nam się podoba ciemnowłosy, wysoki i bogaty partner/ka. Nie wystarczy, że jemu/jej podoba się partner o blond włosach i niebieskich oczach. Ważny jeszcze jest „materiał” na budowę „oazy” jaki zebraliśmy kierowani naszym planem budowy (wizerunkiem „miłości), wyniesionym z domu rodzinnego… Dopiero to wszystko decyduje, jaka Nasza „oaza” będzie. A wybór jest szeroki. Od biednej lepianki, w cieniu jednej, dwóch palm i małą studnią. Aż po luksusowy pałac, w otoczeniu setek palm, nad jeziorem. A najgorsze jest to, że tak naprawdę to nie sama oaza decyduje o „miłości”. Decyduje to jak bardzo szczęśliwi będziemy, jak dobrze będziemy się czuć w tej „oazie”. To Nasz wybór. Jedni wolą szczere i uczciwe uczucia, przy odpowiednim partnerze Inni decydują się na dwulicowość i fałsz. Na gorycz, ból i każde upokorzenie, byle z „dolarem w ustach bez uśmiechu”. Nawet jeżeli się spostrzegą. Jeżeli gotowi by byli oddać wszystko za „prawdziwą miłość”. To najczęściej już jej nie odnajdą. Zniszczoną przez nich samych, w pogoni za ułudą „egocentrycznego wizerunku miłości”, jaki wynieśli z domu rodzinnego. Jaki sami ukształtowali w swym życiu.
A Ci pierwsi?
Tych pierwszych można spotkać na spacerze, jak idą uśmiechnięci i wpatrzeni w siebie - „… zakochana staruszków para…”.
(*) - różnicę pomiędzy „egoizmem” a „egocentryzmem” najlepiej zobaczyć przyrównując je do takich pojęć jak „gospodarka planowa”, oraz „gospodarka rabunkowa”. Obie nastawione na zyski, a jaka jednak między nimi różnica. Pierwsza gotowa zrezygnować, na jakiś czas z własnych zysków, by mieć je stale, choć może nie tak wysokie. Druga poświęci wszystko i wszystkich, byle tylko mieć jak największe zyski, bez patrzenia na to, że jutro tych zysków może nie być skąd czerpać… I jeszcze jedno, w psychologii termin „zysk” jest bardzo szeroki. To również „samozadowolenie” z dobrego uczynku. Nawet jeżeli nic więcej, nawet uśmiech w podzięce się nie otrzyma…
Co do akapitu o "Teorii względności" to miałbym parę uwag...
... podejrzewam, Mariusz... trochę się już znamy, więc coś niecoś, o sobie już wiemy... jednak nie teoria jest tutaj głównym tematem i pozwoliłem sobie na pewną dowolność... choć z drugiej strony?... dyskusja z Tobą, na ten temat byłaby, na pewno ekscytująca... tylko kogo by to zainteresował, prócz nas dwojga... może jeszcze Serjoża by się dołączył... to już nie te czasy zawziętych dyskusji, jak z "Małą Gwiazdą"... trochę mi tamtego czasu brak... tamtych ludzi również, nie wielu już Nas pozostało...
Rozchodzi się o to, że Szczególna teoria względności (jest też ogólna, trochę niefortunne to nazewnictwo) nie ma wiele wspólnego z filozoficznym relatywizmem, głosi ona w pierwszym postulacie, że prawa fizyki zawsze i wszędzie są takie same, prędkości światła w próżni jest stała i nie zależy od obserwatora, i niezmiennicza jest odległość opisywana w układzie 4 wymiarów- czas + przestrzeń
Panna Żmija się dołączyła 😃
... 10 lat później ogłosił drugą teorię - "Ogólną Teorię Względności" (OTW - 1915)... w sumie masz rację, jednak nie do samej teorii chciałem się odnieść, lecz do jej pewnych (pobocznych) tez... dlatego w drugim akapicie wyjaśniłem, że:
"... nie chodzi o merytoryczną stronę zagadnienia „Teorii Względności”. Ta dotyczy tylko Fizyki i dziedzin z nią spokrewnionych. Rewolucję w innych dziedzinach wywołały pewne „uniwersalne” tezy zawarte w dziele A. Einsteina. Zwłaszcza dwie tezy. Ta mówiąca, iż „wszystko co nas otacza jest względne”, podlega względności. Oraz druga mówiąca, że „względność jest zależna od punktu odniesienia, względem którego odnosimy (rozpatrujemy) problem”. Te dwie tezy uwzględniono również w dziedzinie zajmującej się psychiką i psychologią ludzką…"
No właśnie nie wszystko wg tej teorii jest względne, ale mniejsza o to.
Prawdziwa rewolucja jaką zrobił Einstein polegała na czyjś innym. Przed Einsteinem w fizyce najpierw przeprowadzało się obserwację, a później na jej podstawie powstawała teoria, a Einstein odwrócił tę kolejność, najpierw powstaje hipoteza, później weryfikuje ją eksperyment. I tak najpierw powstała hipoteza o istnieniu czarnych dziur, fal grawitacyjnych, boskich cząstek, dylatacji czasu itd. Co ciekawe Einstein do śmierci nie wierzył w istnienie czarnych dziur, które przewidywała jego ogólna teoria względności. W wielu sprawach, w których był ekspertem, Einstein się mylił, a mimo to uważa się go za największego geniusza. I za takie podejście lubię fizyków.
„Są osoby” - uśmiałam się. 😉
No są, nieliczne. Ci rozsądniejsi są zawsze w mniejszości.
„Trzeba by wskazać” - wskazać można, ale trzeba jeszcze zauważyć, że KTOŚ już to zrobił.
Nie, miłość nie funkcjonuje na tym samym poziomie co nienawiść, bo jest działaniem, a nie uczuciem.
Co mają potrzeby i zachowania do miłości? Człowiek kochający wciąż ma ego, ale się nim nie kieruje. Nie w odniesieniu do miłości. Chowa do kieszeni lub zostawia za drzwiami.
Egoizm to nie jest coś naturalnego. Egoizm jest wynikiem braku miłości własnej, a nie miłością własną, jak zapewne sądzisz.
Miłość nie oczekuje niczego, to ego oczekuje.
Zgodzić się mogę tylko w dwóch punktach. Miłość jest w nas, nie ma jej nigdzie indziej. Wizerunek miłości wynosimy między innymi z domu rodzinnego... dlatego bywa tak spaczony. U każdego w inny sposób. Pochwaliłeś się swoim. 😉
... kto i gdzie wskazał?... konkrety proszę... czy nadal będziesz się zasłaniać "klerykalnymi" tekstami, które nic nie wnoszą...
... miłość i nienawiść są z sobą powiązane... nie przypadkowo właśnie ją wymieniłem... albo oboje są uczuciem... albo oboje są działaniem...
... nie przeceniaj człowieka... EGO jest jego siłą napędową... choć jest skomplikowany, to jednocześnie i dość prosty... to nie maszyna raz napędzana "benzyną", to znowu "pobożnymi życzeniami"... pod tym względem, to nawet nie "hybryda", [...]
Grzechu, chyba do Kanady się szykujesz ;)
... ja?... a po co?... mam tam jedną znajomą, ale nie ta branża... zbyt dużo fatygantów wokół niej...
😉
;)