Menu
Gildia Pióra na Patronite

A CZYM POLEGA PRZEWAGA RELACJI MIĘDZYLUDZKICH W PRL.

fyrfle

fyrfle

Do napisania tego postu zainspirował mnie post Pani Bożeny Drabik w grupie "Pokolenie PRL" i pytanie jednego z komentujących - w czym tamte stosunki międzludzkie i tamta atmosfera były lepsze od stanu ich na dzień dzisiejszy. Będę pisał na podstawie swoich doświadczeń. Nie przymierzając za bardzo napiszę, że stosunki międzludzkie przeważnie umarły, zatem nie ma atmosfery. Jesteśmy sobie ludźmi obcymi: w rodzinie, w relacjach sąsiedzkich, w relacjach w pracy, w relacjach na ulicy, wreszcie w relacji petent-urzędnik, nauczyciel-rodzic, uczeń-uczeń, w czasie wypoczynku na wczasach, umarło pojęcie przyjaźni.

Faktem natomiast jest, że tamte relacje były bardzo serdeczne i pomocnicze. Podam prosty przykład na czym ta serdeczności i pomocniczość polegała. Przyszło pomalować nasz mega skromny dom. Kuchnia i pokój plus sień i spiżarnia. Zjechała się cała rodzina. Siostry ze szwagrami. Spaliśmy po dwoje, na siennikach na podłodze, na sianie na strychu, czy też na stercie zboża, czekającego na jesienne omłoty, bo była kolejka do młockarni.

Zawsze szwagier był majstrem malarskim, bo miał ten dar i nawet zmysł artystyczny, ten prosty traktorzysta w SKR. Razem wynosiliśmy meble. Siostry piekły ciasta i gotowaly, mama piekła chleb, a tata uwedził balerony, boczki i wędliny oraz szynki. Gdzieś skądś zjawiał się - jak to duch - "duch puszczy". Kilkanaście litrów. Bo duchy, jak to duchy dają się skroplić. Malowanie domu było rodzinnym kilkudnowym świętem. Biesiadowaniem. Kurcze! Naprawdę nikt do nikogo nie miał pretensji o nic. Przy okazji pocięliśmy i porąbaliśmy drewno opałowe, poskładaliśmy je do szopy. Popoludniami wspólnie szliśmy z krowami i pasliśmy je na drogach polnych i leśnych, a wieczorem było ognisko, na które schodziła się cała nasza leśna osada, jeszcze w kankach od mleka przywoziliśmy rowerami piwo z baru GS we wsi lub z baru prywatnego. To jest moja odpowiedź. Tego dzisiaj nie ma i już nie będzie.

Nie będzie, bo już nie ma w sobotę listy przebojów trójki i tego rodzinnego spotkania u siostry i szwagra. Mieli wypasione radio. Każdy przynosił wino. Tak. To wino. Piliśmy, słuchaliśmy i rozmawialiśmy. Po liście przebojów kawa, dolewki i sluchanie RWE. Potem nocny program trójki lub jedynki i znów rozmowy do świtu. Tak. To była lepsza atmosfera i doskonałe relacje międzludzkie od dzisiejszych. To przepaść. Tyle na razie, ale powrócę z kolejnymi opowieściami.

297 724 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!