Znajomość, początkowo nieśmiała, zaczyna swoją ekspansję. Jest świetnym strategiem. Szuka silnych sprzymierzeńców. Jej pierwszym krokiem bywa budzenie najgłębszych intuicji. Nie łatwo je z powrotem uśpić, oszukać, nie chcą się uciszyć, nie dają się upić.
Zdziwiła mnie zwykłość naszego zapoznania, nagła naturalność z jaką siedliśmy przy stole, oczywistość, że jesteś. Znikły gdzieś szeregi zbyt wielu pytań. Patrząc na Ciebie, żartując, jedząc gruszkę w sosie waniliowym, orientowałam się, co się dzieje. Szukałam w sobie zapór, które wystawiam w obawie bliskości i detektorów bólu, które zwykły wyć zawczasu, wzywając do odwrotu. To szczelina w taktyce: przewidzieć porzucenie, nie dopuścić zranienia.
Uczy delektować się pięknem nie-pytania, nie-myślenia, nie-przewidywania. Swoją siłą inicjuje przypływy spontaniczności, otula spokojem. Przede wszystkim uczy czuć.
Dotknąłeś mojej ręki, zaprosiłeś ciało do tańca. Na chwilę unicestwiłam sztywne oczekiwanie obrotu skierowanego w przeciwne strony. Poczułam. Zaufałam mężczyźnie.
Wyzwala miękkość ruchu. Każe cieszyć się synchronią i śmiać z prostoty tańca. Napełnia pewnością.
Cudownie być atrakcyjną. Naturalną. Widzieć zachwyt. Być zachwyconą. Cudownie grać z Tobą, nie ucząc zasad. Wpasowywać się w Twoje zdania. Być czytaną. - Jesteś psychologiem? Jakim? - Pięknym i inteligentnym. Zdobyłam Twoje spojrzenie, dłonie i płaszcz. Wracam do domu.
W szumie myśli, toni wrażeń, intuicja. Wyciszam dialogi. By przetrwać, postanawiam głodzić wyobraźnię.