Menu
Gildia Pióra na Patronite

7 lat nieszczęścia...

constella

... a przecież wcale nie stłukłam lustra, ale dałam sobie wmówić, a właściwie ukorzeniłam w sobie przekonanie, że jestem gruba i brzydka. Brzmi banalnie, nie? A jednak, przez prawie siedem lat okresu młodzieńczego tak właśnie się czułam. Czułam się nieatrakcyjna, brzydka, niepełnowartościowa, ciągle nie taka jak powinnam być, zbyt gruba, zbyt nieproporcjonalna- zbyta przez kręgi, których akceptacji jako nastolatka pragnęłam.

Jaka byłam? Otóż uważałam swoją urodę za dość przeciętną, byłam wysoka, miałam niebieskie oczy, bladą cere i jasne, naturalne blond włosy, genetyczne sińce pod oczami, brak wcięcia w talii i mały biust oraz krągłą pupę. Ten obraz mnie widzę dopiero po latach, znam go tylko ze zdjęć, wówczas tak na siebie nie patrzyłam. Wszystko zaczęło się od ludzi zarówno chłopców jak i dziewcząt, którzy być może mnie nienawidzili, być może podbudowywali swoją pozycję społeczną gnębieniem innych lub zwyczajnie ulegli wszechobecnej kulturze hollywoodzkiego piękna. Pod adresem swojej osoby słyszałam różne niewybredne uwagi, o dziwo (obecnie przecież rzadko się to zdarza), prosto w oczy. Słyszałam jakie to mam nogi jak u świni, tłusty tyłek, sińce pod oczami jak u ćpuna (to są autentyczne teksty moich kolegów). Wcale nie chce się zagłębiać w to, czemu oni to robili, bo wystarczająco dużo czasu o tym rozmyślałam, ciekawi mnie to jak bardzo zmieniło się wtedy moje życie. Wiadomo, dorastanie, to taki wiek, kiedy szuka się akceptacji, miłości, pragnie się być atrakcyjną. Ja nie czułam się i nie byłam dla siebie wystarczająco dobra, ładna, chuda przez prawie siedem lat, dzisiaj, będąc na studiach się temu dziwie. Otóż stałam się dla siebie atrakcyjną i fajną dziewczyną dopiero pod koniec liceum i nie, to nie za sprawą swojego chłopaka, gdyż swojej miłości i połówki nie znalazłam po dzień dzisiejszy. Moja przemiana była chyba efektem zmęczenia i buntu oraz silnej nienawiści do swoich młodocianych stręczycieli, od których w liceum się wreszcie uwolniłam. Dotarło do mnie, że pójdę do innej, większej szkoły i będę żyła z dala od toksycznych dla mnie osób. Nikt mnie tam przecież nie znał, przede wszystkim nie znał tej grubej i brzydkiej mnie. Faktycznie zmiana środowiska i swoboda jaką odczułam w nowym miejscu była dla mnie najlepszą terapią, chociaż nie była to terapia natychmiastowa, ale etapowa. W liceum pozwalałam sobie na coraz więcej, zrzuciłam swoją zbroję, a właściwie pelerynę- niewidkę w postaci zestawu dżinsy koszulka bluza, a zaczęłam nosić spódniczki, fantazyjne topy i dopasowane spodnie oraz różnorodne fryzury. Co najważniejsze spotkałam się z brakiem negatywnego odzewu ze strony swoich rówieśników. Pod koniec doszłam do momentu, w którym poczułam się atrakcyjną kobietą, wciąż nie zbyt idealną, a jednak atrakcyjną!

Ostatnio często miałam okazję wracać do zdjęć z liceum, dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka zgrabna byłam wtedy, jakie miałam piękne włosy, niezłą cerę, a mimo wszytsko jak bardzo siebie nie akceptowałam. Dziś jestem młodą kobietą o dwa rozmiary większą niż za czasów nastoletnich, a jednak moja samoocena jest cholernie wysoka w porównaniu z moją szczuplejszą wersją z gimnazjum. Być może ta droga wyda się prosta niczym pstryknięcie palcem, taka banalna i oczywista, jakby nagle liceum miało mnie uleczyć i nagle odnalazłam swoją wartość. Tak wcale nie jest, chociaż dzisiaj uważam się za wartościową osobę, wciąż pozostały we mnie niektóre utarte przekonania. Mówię tu o przeświadczeniu, że krąga pupa oraz okazałe uda to mankament tak samo jak genetyczne sińce pod oczami. Właściwie dlaczego to mankament? Przecież nie jestem otyła, nie mam nawet nadwagi, jestem zdrowa, a niedoskonałości cery to wynik całkiem normalnej urody, odziedzicznej po babci. Otóż żyjemy w czasach, w których jest jeden kanon piękna, wypracowany przez media- nieskazitelna cera, proporcjonalna sylwetka, prosty zgrabny nos, zarys mięśni brzucha, okrągłe pośladki, smukłe nogi. Dlatego nasze odstępstwo od normy wydaje nam się być mankamentem, a w rzeczywistości jest naszą cechą indywidualną, zresztą jest cechą indywidualną każdego człowieka, nawet tego, którego media promują jako idealnego!

Nadal borykam się z pewnymi problemami, chciałabym coś ulepszyć, podjęłam pracę nad swoją sylwetką. Najważniejsze jest jednak, że dziś, bez większych oporów mogę pokazać się w towarzystwie bez makijażu i w topie podkreślającym moje boczki i tym samym zasygnalizować "Hej, ja po prostu taka jestem, tak wyglądam". Jednego tylko mi żal, zmarnowanych lat, nerwów oraz snów, w których marzyłam aby być kimś innym. Nie mam zamiaru już się tym zajmować. Obecnie cieszy mnie to, że uwolniłam się od ograniczających mnie przekonań. Wszytskim tym, którzy się nie akceptują i uważają za bezwartościowych życzę tego samego!

27 909 wyświetleń
332 teksty
2 obserwujących
  • Alkomatek

    27 February 2014, 15:44

    "Jaskier znowu nabrał ochoty, by wreszcie ułożyć balladę o dziewczętach takich jak ona – niezbyt ładnych, a pięknych, takich, które śniły się po nocach, podczas gdy te klasycznie urodziwe zapominało się po pięciu minutach."
    Pare słów prawdy na temat postrzeganego piękna ;)