W Twoim zielonym spojrzeniu
dostrzegam lustro dla uczuć.
Na opuszczonych wargach mieszka
resztka blasku.
Twoje wątłe dłonie niosą życie
dla myśli. Wąskie biodra są obietnicą
nieskromnej pamięci.
Jasne włosy drażnią moją namiętność.
Zanim znów opadnę na dno,
zostaw pod drzwiami odrobinę snów.
Słyszę, jak biegną za nami
nasze poplątane cienie.
Widzę, jak czarne niebo otwiera się.
Bóg oprowadza nas po raju.
Nie potrzebuję do szczęścia nic,
oprócz łez. Nawet melancholia nie zdoła
nas obudzić. Nawet zwątpienie nie ugasi
naszych zaginionych ramion.
Skąpani w nienaruszonej przestrzeni,
tkwimy tutaj i czekamy na kolejne życie.
Szmaragdowe okruchy oczu.
Usta o smaku gorzkich słów.
Szyja o cienkiej, delikatnej skórze.
Szeroka pierś, do której mogę tulić
swój strach. Twoje odważne dłonie
są kołyską dla epoki mojego dzieciństwa.
Uda mają siłę imadła.
Zanim nasza samotność umrze
na zawał serca, pozbierajmy popioły zielonych łez.
Choć ciała nigdy się nie nakarmią,
dusze pozostaną razem
do końca.
Podnieśmy z dna szmaragdowych oczu
zaginioną gwiazdę.
Odnajdźmy w Twoich miękkich, jasnych włosach
zawieruszone westchnienie.
Ramiona niech nadadzą kształt
pieszczotom.