Słońce i Księżyc rytm spotkań wyznacza. Rutyny nieuchronnej jak prawo ciążenia. Konfrontuje nas siłą pierwotną dzikiej natury, szukającej ujścia. Niewzruszone w niej moje miejsce. …jak Twój przypływ…
Czekam Cię zawsze gotowy. Wmurowany w horyzont przepastnego błękitu którym na mnie spozierasz szeroko. Mokra i falująca, lśniąca księżycową poświatą. Zbliżasz się coraz szybciej. …jak Twoja żądza…
Twój szept i pomruki coraz głośniejsze. W krzyk się zmieniają gdy wspinasz się na mnie raz za razem spazmatycznie obijając. Przemieniam Cię w bryzę spienioną. Odradzasz się uśmiechnięta. …jak Wenus…
Przez chwilę krótką złączeni siedzimy „w zwartym uścisku przyrody” po czym spływasz ze mnie leniwie. Pogodzona ze swoją słabością. Do następnego razu. …odchodzisz…