Słodycz zanurzeniem ust przygryzam bezczelnie szeptem słonym oplatam krzykliwą nienawiścią i miłością w chciwym żarze i mroźnym oddaleniu chłodem w pragnieniu dotykania stóp spragniona kropli ciała jedności wypełnienia skrzydła rozpościeram zahaczając o księżyc szukając ledwo widoczna noc z dniem kołysze miłość mądra w rozwiązłej nocy chowa swe oblicze pod pióropuszem rzęs okurzonych cieniem w zaciemnieniu odwiedzam piekło szukając skrawka Ciebie by znów zapiąć po ostatni guzik rozkoszy ust żywych miękkich od miłości