Randka z Andromedą
Siedzę z sobą.
W głębokiej ciszy,
słychać tylko jedno,
oddech serca mego.
W brzasku świec,
Przy nakrytym stole.
Patrzę w gwiazdy,
Czekając na Ciebie.
Ręce wilgotne,
Od potu coraz bardziej.
Zupełnie nieobecny,
Wpatrzony w Andromedę,
Bujam w obłokach.
Rozmawiam z gwiazdami.
Otwieram oczy,
Pojawiasz się.
Po drugiej stronie.
Księżyc oświetla
Twą różaną cerę.
W blasku świecy,
Twoje usta płoną,
Pomalowane jak zwykle,
czerwono-czarną szminką.
Uśmiechasz się do mnie,
Jak zawsze.
Tak niewinnie i spokojnie...
Patrzysz mi w oczy,
Lśniące dzięki gwiazdom.
Czuję dotyk Twojej dłoni,
Jak kiedyś.
Niezmieniona.
Delikatna, pachnąca rumiankiem.
Przenikające spojrzenia,
Rozgrzane dłonie.
I łzy.
Łzy tęsknoty.
Opadające powoli,
Na Bosko-biały obrus.
Po chwili uścisk,
Ubrany w mozaikę emocji.
Więcej łez, wylanych z żalu.
Więcej cierpień,
Z kliszy wspomnień wywołanych.
W blasku nocy, stoimy w ciemności.
Bez rzeki słów,
Bez nadmiaru uczuć.
Po prostu w ciszy.
Po raz kolejny...
Ja i Ty.