Powiedz mi aniele, kiedy krzyczeć mam? Kiedy runie góra usypana z ran? Ja wierzę w jej wieczność i niezgasły krzyk Wierzę w taniec cieni, w nasz taneczny dryg
Znów nie widzę siebie, choć przecież się znam Czy jestem strażnikiem swoich własnych bram?! A może moja myśl pędzi teraz w miejsca inne? Przed oczy tak cudowne, acz nie czarne, nie winne...
Oczy są to w lodowym kolorze Grają w nich śmiechy, błyskają zorze Tańczy wspomniane nasze spojrzenie Znowu w mej piersi wyczuwam drżenie!
Ach, jest mi ciepło, bo jesteś obok Jeśli chcę się cieszyć, to właśnie z Tobą Dlaczegóż tak jest, nie znałem ja tego... Czego mam więc pragnąć? Powiedz mi, och, czego?!
Tak, jesteś aniołem ciepłego uśmiechu Co swą radością ratujesz od grzechów Brzmisz mi jak wiosna, jak pieśni skaldowe Tobie w uroku ustąpią królowe!
Rymy dziś marne, nieskładna mowa Czy wiesz Ty może, co w sercu dziś chowam? Nie wiem i ja, acz jam niszczycielem Mroku i krwi stałym przyjacielem!
A niszczyć nie chcę... czas teraz na ciepło! Choć jak znam siebie, pochłonie nas piekło! Ha, śmieję się z losu, z jego kpię prawa! W uszach śpiewa Dio, w sercu biją brawa!
Dajcie mi raz chociaż ująć dłoń jej w swoją Potem niech mnie zabiją, zarżną i pokroją! Chciałbym dać jej ciepło... więcej dać, choć trochę! Aby nie musiała się zanosić szlochem...