Dotyk
Podchodzę ostrożnie, jak myśliwy zwierzynę
zwabiony twoich oczu uwodzeniem.
Kusisz ciałem, droczysz moje pożądanie,
a ja płonę ogniem pragnienia.
Twój słodki oddech drażni moją skórę,
jak ciepły i wilgotny popołudniowy wiatr.
W ciszy nocy my wsłuchani w muzykę,
naszych oddechów gorących.
Sekretny świat z twej gładkiej i ciepłej skóry,
wdzięczne kształty, moje oczy w zachwycie.
Pokornie schylam głowę by sączyć,
tak głęboko, w źródle słodkiego marzenia.
I długo by obfite pragnienia w tobie ugasić
jak spieczonego gardło nomada pustynnym słońcem,
marzącego o dniu, w którym znajdzie
słodkie uwolnienie w chmurach i deszczu.
Posiąść cię pragnę, mieć dla siebie tylko,
leczy ty należysz już do świata rozkoszy.
Z zamroczonymi oczami poddajesz pieszczotą,
szczęściu i szale w westchnieniach obłędzie.
Usłyszysz szept słów tęsknoty za twoim ciałem.
My w jedno stopieni, mocno w tym tańcu,
bom jest niewolnikiem w służbie miłości,
związany z tobą na zawsze ciałem i duchem.
Objęci czule, nasyceni rozkoszą,
po uczcie wygłodniałych ciał pragnieniom.
Czulę głaszczę twój policzek rumiany
w wyznaniu wiecznej miłości spojrzeniu.
Autor