Menu
Gildia Pióra na Patronite

Patrz

Loko

Patrz. Znad tafli morskiej tajemnicy wyłania się blask
wschodzącego słońca. Jest cieplej. Czujesz? Zamknij powieki. Niech kosmki
włosów tańczą na wietrze. Niech gęsia skórka okryje Cię na moment swą
definicją.
Patrz. Na nieboskłonie chmurne obłoczki nasycone turkusem. A tam
mewa, co o poranku wdycha jod prując korytarzem powietrznym.
Czujesz? To opuszek palca. Wędruje wzdłuż twego uda niemal dryfując w przestworzach. Kilka ziarenek piasku wyschniętych już po ulewie spada na resztę żółtych kompanów.
Giną, jak jeden z miliona wśród jednych na milion. A tyś jedyna. Nie wśród
milionów. Tyś wyjątkowa i niepowtarzalna.
Patrz. Tam w oddali nostalgicznie błyszczy światełko. Kajuta
wypełnia się blaskiem wstającego dnia. Marynarz poleruje bukszpryt.
Patrz. Tam handszpaki wilgotne od rąk z trudem unoszą stalową kotwicę.
Czujesz? Oddycham nienażarcie pożerając cię wzrokiem. Nie
odwracaj się. Chcę się nacieszyć twoim widokiem z tyłu i z boku. Sunę jak narciarz
krętym szlakiem po aksamicie skóry w kolorze macchiato. Szepczę do ucha tak
sprośne słowa, że erotyki wieszczy są przy nich ledwie przedsmakiem namiętnym. Twe
serce bije mocniej. Czuję to, gdy ucho drży mi na Tobie. Tulę Twą pierś, jak by
to był ostatni obraz, który ujrzę, nim wzroku zabraknie. Nim świat zniknie na
zawsze.
Patrz. Bałwany morskie pasą się przy brzegu jak stado
baranów na szkockich łąkach. I każdy syczy jak kobra kąsając piasek językiem
pienistym.
Drgnęłaś. Nie, to nie kobra. Smakuję twe ciało, dokładnie, z
precyzją szwajcarskich banków i zegarków. Milimetr po milimetrze. A opuszkami
palców zataczam kręgi na Twym spowitym dreszczem ciele. Wiatr nas kołysze.
Wiatr szumi w wietrze. Nabrzmiałe piersi pragną mych dłoni. Lecz ja uciekam, w
dół, sunąc wzdłuż pępka nim mnie powstrzymasz.
Czujesz? Spójrz na mnie. Twoje źrenice płoną jak ogień
wskrzeszony w chłodny, jesienny wieczór. Smakuję ust. Zatapiam się w delikatnym
miąższu twej intymności. A nad głowami promienie słońca smagają biczem chłodny
poranek. W oddali mil morskich latarnia błyszczy. Blaskiem chce wołać
strudzonych wędrowców.
Wskoczyłaś na mnie z miną kombinatorki, która uknuła chytry
plan psoty. Odziana w zwiewną, rozpiętą koszulę, zerwaną ze mnie dziś po
północy. Tylko ty i ja. Najmniejsze państwo świata. Bądź mą Beatrycze. Prowadź
mnie po nieznanych wodach, nieodkrytych lądach. Tam, gdzie próżno szukać
smutnych dusz i stroskanych serc. Chwyć mnie za życie i już nie puszczaj. I już
nie pozwól. I już bądź pewna.
Patrz. Tam w oddali, na horyzoncie czerń nocy letniej ginie w złocistym kolorze nadziei. Ginie, lecz wróci, jak stary Odys bo kilogramach godzin tułaczki.
Niech to, co nas łączy nie umrze jak Argos.
Niech to co nas łączy trwa już na zawsze.
Patrz.
Patrzysz?
Patrzysz.

2346 wyświetleń
18 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!